Paul Bril: "Górski krajobraz ze św. Hieronimem"

olej na miedzi / 1592 / Mauritshuis, Haga

Historie sztuki, opowiadające o setkach malarzy, potrafią nie wspomnieć o Paulu Brilu nawet jednym zdaniem. Ten małoformatowy malunek na miedzi stawia go tymczasem w gronie najciekawszych pejzażystów w historii. Łącząc flamandzką dbałość o szczegóły z włoskim idealizmem oraz zupełnie własną wrażliwością kolorystyczną stworzył krajobraz niby to pozbawiony elementów fantastycznych, a jednak przenoszący do zupełnie innego, onirycznego i baśniowego świata, co w jego czasach nie było takie proste.

Sama wyobraźnia w kreowaniu "malowniczego", nadnaturalnie pięknego, idyllicznego krajobrazu jest u Flamanda na najwyższym poziomie. Skały i skałki, rzeki i strumyki, drzewa, drzewka i krzaki, antyczne i średniowieczne elementy architektoniczne, mała i duża zwierzyna i święty Hieronim tłumaczący biblię. Tu ukryty zakątek, zaraz rozległa niekończąca się przestrzeń, przytulne nabrzeże nad leniwą rzeką, a obok piętrzące się góry - wszystko to pozorujące naturalną przypadkowość rozmieszczenia, a jednak idealistycznie rozplanowane w ten sposób, by uzyskać jak najsilniejszy efekt idylli - ze znakomitym skutkiem.


Clou tego dzieła to jednak dla mnie niezwykłe wykorzystanie perspektywy barwnej - technika, która domyślnie nadaje obrazom realizmu, tutaj jest manierystycznie zdeformowana i daje efekt bajkowy, załamujący granicę między fikcją a rzeczywistością. Poszczególne plany barwne - niebieski, zielony i brązowo-żółty - nie następują łagodnie jeden po drugim, lecz ścigają się, wcinają w siebie i mieszają w niejednorodny roztwór. Szczególnie fantastyczne efekty osiąga Bril prawej górnej ćwiartce obrazu, gdzie chabry, seledyny i słoneczne żółcienie bardzo dynamicznie się przeplatają, tworząc wrażenie, jakby góry, drzewa, zabudowania i niebo były zbudowane z kolorowych chmur, a dal nigdy się nie kończyła i rozpływała w chabrową ciecz. Swoje robi też użycie akurat takich a nie innych odcieni poszczególnych warstw, zwłaszcza nienaturalnego niebieskiego.

Tę płynność i ten dynamizm podkręca jeszcze manierystyczna technika grubych, poskręcanych nienaturalnie, falujących impastów, najlepiej widocznych na skałach nad św. Hieronimem i w dolinie. Cały obraz wibruje, jest w ruchu, żyje swoim baśniowym życiem, powietrze drga. Gdy połączymy to jeszcze z wyżej już wspomnianą kreatywnością idyllicznego krajobrazu, odbiorca zostaje przeniesiony do innego świata i nie sądzę, by chciał zeń prędko wracać do swojego.

Brakuje tu tylko magii światła, ale tę wprowadzi wkrótce Lorrain, wiele Brilowi zawdzięczający.


8.0/10

Komentarze