Jerzmanowo. Najcichsza z zemst kontrreformacji

Historia Wrocławia jest oczywiście historią Dolnego Śląska. Wśród setek konsekwencji tego faktu jest również ta, że historia wrocławskich kościołów jest historią skomplikowaną. Katolicyzm i protestantyzm w ewangelickim wydaniu przepychały się tu bowiem ze sobą mocno i intensywnie, co znalazło swoje odbicie w często przeplatanej historii tutejszych świątyń, przechodzących od tego do drugiego odłamu chrześcijaństwa i z powrotem. Jeśli jest jakiekolwiek osiedle Wrocławia, które obrazuje tę kwestię dziejów miasta i regionu lepiej od niepozornego Jerzmanowa, to chyba już tylko Stare Miasto we własnej osobie.

Jerzmanowo jest poważnym kandydatem do tytułu najbardziej wiejskiego ze wszystkich post-wiejskich, ościennych osiedli miasta. Nie może być inaczej, skoro nie ma na nim właściwie nic miejskiego poza przystankiem wrocławskiego MPK. Istotnie było niegdyś wsią - już w 1245 roku wzmiankowaną jako Gezmanouo - a do aglomeracji dołączyło wraz z ostatnim zaciągiem, w 1973 roku. Choć w granicach miasta znajduje się więc już od prawie pół wieku - obecnie jako część rozległej jednostki administracyjnej Jerzmanowo-Jarnołtów-Strachowice-Osiniec - doskonale zakonserwowało charakter zwyczajnej dolnośląskiej wsi, skupionej wzdłuż jednej głównej drogi.

Osiedle jest dość rozległe, ma kształt mocno pogniecionego kwadratu; od północy graniczy z Ratyniem i Złotnikami, od wschodu z Żernikami i Strachowicami, a od zachodu z Jarnołtowem. Na południu bardzo mała część granicy Jerzmanowa jest jednocześnie granicą samego Wrocławia. Prawie całą powierzchnię osiedla pokrywa jednak pustka - pola i drogi, przy których nic praktycznie nie ma. Na północy mieści się spory kompleks Zakładów Chemicznych Złotniki, jednak poza tym Jerzmanowo to tak naprawdę to, co dzieje się wzdłuż ulicy Jerzmanowskiej, przecinającej całe osiedle od zachodu na wschód.




A dzieje się z grubsza tyle, co nic. Nie licząc nieco bardziej intensywnego niż na wsi ruchu samochodów, Jerzmanowo oddycha spokojnym rytmem, nic sobie jakby nie robiąc z widocznego z niektórych punktów Sky Towera. Stoją tu głównie proste wiejskie domki jedno- i wielorodzinne, które w większości muszą sobie liczyć grube kilkadziesiąt lat, dwa czy trzy prywatne sklepy spożywcze, czasem jakaś ładniejsza, choć zwykle zaniedbana willa, prostokątny zbiornik wodny. Jest też cmentarz komunalny - coś, czym może się poszczycić mimo wszystko tylko około dziesięciu wrocławskich osiedli - ale nie jest to obiekt w żaden sposób interesujący, dominuje na nim prostota i praktyczność, a budyneczek kaplicy jest zupełnie nijaki.



Nawet jednak na takich rubieżach znalazła się pewna osobliwość, bezprecedensowa w skali miasta (nie licząc ścisłego centrum): oto bowiem w samym środku wiejskiego osiedla, jednego z dosłownie kilku najmniej licznie zamieszkanych we Wrocławiu, stoją dwa katolickie kościoły w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów od siebie. Choć jednak oba liczą sobie ponad sto lat - jeden niemało ponad, a drugi mnóstwo ponad - to taki stan rzeczy trwa tutaj zaledwie od końca II wojny światowej.

Jest to uwarunkowane historią wsi, niegdyś podzielonej na dwa majątki ziemskie, z czego jeden w pewnym okresie należał do katolickiego zakonu joannitów, a drugi był w ewangelickich rękach prywatnych. Jako że Jerzmanowo jest tylko pomniejszą wsią, dokładne odtworzenie dziejów nie jest łatwe, ale prawdopodobnie najpierw powstał kościół katolicki (w czasach daleko przed reformacją), następnie został przejęty przez ewangelików i po ponad stu latach odzyskany przez katolików. Później powstał drugi kościół, już docelowo ewangelicki, by po jakimś czasie zastąpił go nowy. W konsekwencji przesiedleń po II wojnie światowej świątynia ewangelicka straciła na tym terenie rację bytu i stała się katolicką. W tym dziwnym meczu katolicy-ewangelicy mieliśmy więc kolejno wyniki 1-0, 0-1, 1-0, 1-1 i finalnie 2-0.



W stałym użytku jest oczywiście tylko jeden z kościołów. Dawniej ewangelicki, obecnie katolicki kościół NMP Królowej Polski powstał w 1880 roku na miejscu poprzedniego, mniej więcej o stulecie starszego. To bryła totalnie pogrążona w jaskrawej cegle, będąca dość odległą wariacją na temat architektury romańskiej. Najbardziej charakterystycznym elementem budowli jest prostopadłościenna, płasko ścięta wieża na planie kwadratu z podświetlanym w nocy zegarem, aczkolwiek najbardziej podoba mi się ta świątynia od tyłu, zwieńczonego zgrabną neoromańską absydą. Wnętrze mocno kontrastuje z elewacją - nie widać w nim ani jednej cegły, wszystko pokrywa biel i żółć, a wyposażenie jest klasycyzujące i oszczędne. Bardzo zadbane i przyjazne, ale niekoniecznie na tyle ciekawe, żeby czekać na rzadko odprawiane msze, by je zobaczyć.







Kościół św. Jadwigi z XIV wieku, ustawiony tyłem do nowszego - oczywiście dlatego, że oba orientowane na wschód, ale że w jednej linii, to wyglądający trochę jak obrażony, że mimo starszeństwa pełni tylko pomocniczą funkcję - to obiekt nieporównywalnie bardziej interesujący. Wzmiankowany po raz pierwszy w 1316 roku, więc nie da się wykluczyć, że sięga swymi początkami jeszcze wcześniejszego stulecia - tak czy inaczej jest jednym z najstarszych kościołów całego współczesnego Wrocławia, o wieku raczej staromiejskim niż wiejskim. Ascetyczna bryła w typie przyjemnie topornego wiejskiego gotyku, stara cegła, dzwonkowy hełm, wyjątkowo wąski, jednonawowy plan świątyni, przykościelny cmentarzyk i potężny kamienny mur - widać tu obiekt z potencjałem wprost turystycznym, który może jeszcze mocniej ujawnia się po zmroku. Niestety nabożeństwa odbywają się w nim sporadycznie i tylko w nielicznych okresach roku liturgicznego, więc jest zamknięty, a zamknięta jest wraz z nim nawet brama ogrodzenia. Ten klimatyczny, kilkusetletni zabytek podziwiać można tylko zza wysokiego muru, który w tym momencie staje się bolączką, a nie atutem. Choć wnętrze nie daje tego, co obiecuje powłoka zewnętrza - zostało zbarokizowane.




Centrum kulturalne osiedla znajduje się dokładnie pomiędzy kościołami - to "Dom Jana Pawła II" w dawnej szkole podstawowej, gdzie funkcjonuje Centrum Aktywizacji Mieszkańców Osiedli, świetlica i klub seniora.


Jerzmanowo wydało mi się całkiem sympatycznym miejscem do życia (o ile komuś nie zależy na tym, by mieć w pobliżu jakąkolwiek knajpę czy kawiarnię - a właściwie cokolwiek poza sklepami spożywczymi), natomiast z turystycznego punktu widzenia to wciąż jedno z mniej interesujących osiedli. Dwa kościoły z XIX i XIV wieku to wprawdzie nie byle co - są osiedla, które za taki zestaw mogłyby zabić - ale ten pierwszy nie ma zbyt ciekawej bryły, a do drugiego nie można się zbliżyć. Mimo zalet jest to więc miejsce dla koneserów.

Komentarze