Teinosuke Kinugasa: "Szalony paź"

1926

Ambiwalentne i ostatecznie smutne odczucia. Z jednej strony to film bardzo ambitny, jak na swoje czasy dość niesamowity, z potencjałem na jeden z najlepszych filmów niemych, jakie powstały. Opowieść o zacierających się granicach między fikcją a rzeczywistością, osadzona w mrocznym zakładzie psychiatrycznym i przedstawiona w spektakularnej formie obfitującej w awangardowe techniki montażu, symbolistycznie nakładające się na siebie obrazy i arcyklimatyczne, nokturnalne, intensywnie światłocieniowe zdjęcia, często z niesztampowo ustawioną kamerą. Jest to doprawdy jakiś zalążek japońskiego "Gabinetu doktora Caligari". Z drugiej jednak strony jego niekompletność i wynikające z niego niedopracowanie wręcz rujnują ten potencjał. Film ma bardzo rozbitą narrację i nie ma plansz z tekstem, właściwie jest nie do zrozumienia bez pozafilmowych wyjaśnień, co w surrealistycznym, eksperymentalnym i nieco kolażowym obrazie generalnie mogłoby nie mieć znaczenia, ale tutaj jest ewidentnie niezamierzone i prowadzi do swoistej niezgrabności, która sprawia, że za dużo uwagi poświęca się próbom zrozumienia historii i ciężko chłonąć jego wizualne walory - które, swoją drogą, niekompletność również wyraźnie pomniejsza, bo są w dużej mierze połączone z narracją. Jest więc w takim stanie raczej ciekawostką niż pełnoprawnym dziełem, którym być może był. Ale nawet w tym przypadku można się cieszyć, że został w 1971 roku odnaleziony i zaprezentowany światu - bo to ciekawostka tak dobra, że lepsza niż niejeden pełnoprawny film.


6.0/10

Komentarze