Siergiej Rachmaninow: III koncert fortepianowy
1909 / wykonanie: Martha Argerich, Deutsches Symphonie-Orchester Berlin, Riccardo Chailly, 1995
Zaskakujący regres w porównaniu z drugim koncertem fortepianowym, zaskakujący zwłaszcza jak na ich popularność, praktycznie taką samą. Teoretycznie oba koncerty są podobne - wielkie, romantyczne, skoncentrowane na niemożliwych fortepianowych kaskadach, pompatyczne, wielko-symfoniczne dzieła. A jednak jak tamten broni Rachmaninowa przed głównymi zarzutami wobec jego muzyki tudzież je usprawiedliwia, tak ten często pokazuje Rachmaninowa stereotypowego - wstecznego romantyka z przewagą wirtuozerii nad treścią. Paradoksalnie efekt jest taki, jaki jest, przez próbę pójścia do przodu - kompozytor oswobodził tutaj formę, mniej ściśle operuje materiałem tematycznym (i czasem wychodzi mu to bardzo dobrze), momentami utwór wydaje się być nie zaplanowaną według klasycznych reguł konstrukcją, a improwizatorskim strumieniem świadomości fortepianu, który robi to, na co ma ochotę. Problem w tym, że Rachmaninow chyba nie powinien iść do przodu, bo ostateczny efekt jest często "niezgrabny i rozlazły" bardziej niż "wyzwolony i spontaniczny".
Na ogół to jest dobra muzyka z wieloma zaletami, zwłaszcza słychać to w pierwszej części, wyposażonej w przepiękny temat przewodni, później pojawiający się pod różnymi przekształceniami, a także w niezwykle intensywne, wręcz jazzowo dzikie partie fortepianu, które czynią ten instrument tak podmiotowym, jak to się rzadko kiedykolwiek w historii zdarzało - więc warto się z tym dziełem zapoznać, bo na swój sposób jest wyjątkowe. Potem jest jednak już mniej ładnie i mniej dziko, za to pojawia się coraz częściej czajkowszczyzna: nadęte orkiestrowe bum-bum, przesłodzenie, płytka i mało kreatywna orkiestracja.
Być może kiedyś wrócę do tej kompozycji i powiem, że to ja miałem zły dzień, a nie Rachmaninow - bardzo na to liczę, chociaż nie do końca w to wierzę.
Komentarze
Prześlij komentarz