Cztery Ściany: Jama

Black IPA / + zest z cytryny, pomarańczy i grejpfruta / 5,6%

Browar Cztery Ściany wywarł na mnie ostatnio pozytywne wrażenie swoim klasycznym, oldskulowym West Coastem, więc dałem mu szansę w kolejnym, jeszcze bardziej zapomnianym stylu - Black IPA. To akurat piwo jest tego stylu wersją urozmaiconą o zest z aż trzech różnych cytrusów (w sumie przy całej popularności cytrusów w piwie mam poważne wątpliwości, czy kiedykolwiek piłem piwo z aż trzema różnymi) i słód pszeniczny.


Ciemnobrązowe, w węższej części szkła pod światłem jasnobrązowe, a nawet miedziane - klasyczne BIPA. Bardzo ładna, drobniutka, brudnokremowa piana. W zapachu jest to, co obiecuje etykieta: klasyczne ciemne IPA, czyli połączenie delikatnej paloności i czekoladowości z chmielem idącym bardziej w żywice i owoce leśne, wzbogacone bardzo wyraźnym dodatkiem skórki cytrusów, z których najmocniej udziela się pomarańcza, nieco mniej grejpfrut, a najmniej cytryna. Jest super - dodatki nie przeważają, a jedynie wzbogacają aromat, a i strona chmielowo-słodowa zachowuje się bardzo dobrze. Zachęcający, mięsisty zapach. Również w smaku jest co najmniej bardzo dobrze - intensywne są wszystkie trzy elementy aromatyczne, czyli palono-czekoladowy słód (ale nie na tyle, by określić go stoutowym), żywiczno-ziołowy chmiel i w końcu orzeźwiający zest z cytrusów. Ciekawie jest też na poziomie smaków podstawowych: jest zarówno słodycz od słodu, naprawdę wysoka goryczka od chmielu i lekka kwaskowatość od cytrusów. Nie jest może wzorem, jeśli chodzi o pełnię smaku, ale łącząc wszystko - bardzo dobrze z plusem.

Zaczynam coraz mocniej spoglądać w stronę Trzebnicy. To kolejne po Kamperze piwo, które wprawdzie nie gra w ekstraklasie światowej ani nawet krajowej, ale reprezentuje na wysokim poziomie styl, którego się dzisiaj bardzo często nie spotyka, a który zachwycał u progu rewolucji piwnej.


7.5/10

Komentarze