Richard Strauss: "Also sprach Zarathustra"
1896 / wykonanie: Michel Schwalbé, Berliner Philharmoniker, Herbert von Karajan, 1974
Esencjonalnie straussowskie dzieło, choć w repertuarze Straussa raczej nie najlepsze, to swobodny, fantazyjny eksperyment na możliwościach orkiestry w zakresie brzmienia i dekadenckiej neoromantycznej efektowności osiąganej nie tylko brzmieniem. Co do zasady bardzo udany eksperyment, choć jest to utwór nierówny i nie do końca składny, jak to eksperyment. W pierwszych paru częściach i w niektórych momentach późniejszych Strauss faktycznie osiąga niesamowitą potęgę orkiestrową, bynajmniej nie tylko poprzez dynamikę i liczbę używanych instrumentów, przez cały zamysł raczej: odpowiednio "potężną", efektowną harmonikę, monumentalne motywy i tematy, momentami wizjonerskie budowanie barwy dźwięku i fenomenalny zmysł do budowania napięcia w pieczołowicie prowadzonych crescendach. W tych częściach - nie tylko w przenajsłynniejszej otwierającej części, celnie użytej przez Kubricka w Odysei Kosmicznej, choć ta chyba mimo wszystko pozostaje najbardziej sugestywna, ma wszak konkurencję, zwłaszcza w części czwartej - muzyka jest faktycznie bardzo nietzscheańska i przywodzi na myśl tematy przeznaczenia, losu, wielkości człowieczeństwa. Nie najsubtelniejsza w dziejach, eufemistycznie mówiąc, czasem nawet sięgająca po coś, co można by nazwać neoromantycznym banałem, ale piękna i naprawdę ogromna. Gdzieś w połowie utwór zaczyna się nieco rozmywać i jakby tracić kierunek, i to co dzieje się później niezbyt pasuje do potężnej, monumentalnej muzyki z pierwszej połowy, ale nawet siłą tej pierwszej połowy jest to bardzo dobre dzieło.
Komentarze
Prześlij komentarz