Jean Siméon Chardin: "Raja"

olej na płótnie / 1728 / Luwr, Paryż

Nie do końca rozumiem, czemu Chardin został aż tak dobrze zapamiętany przez historię malarstwa i analogicznie nie do końca rozumiem w pewnym sensie kultowy status tego płótna z Luwru, zachwyt nad nim samego Prousta i jego porównanie tytułowego zwierzęcia do gotyckiej katedry. Możliwą przyczyną  mojego braku zrozumienia jest to, że hiper-neurotyk Proust (albo też Matisse, ponoć uwielbiający Chardina) był zapewne człowiekiem ode mnie wrażliwszym i widział na tym obrazie więcej, jak również przypuszczalna dodatnia różnica przy oglądaniu płótna Chardina na żywo w porównaniu z niezbyt dobrej jakości reprodukcjami w sieci. Jakbym jednak nie usprawiedliwiał niedoskonałości reprodukcji i wytężał wrażliwość, nie chce mi wyjść nic innego jak to, że Raja jest obrazem po prostu dobrym i tyle. Ma w sobie może coś więcej, ale nie jest to jakieś duże.

To "coś" leży chyba w ciekawym kontraście tego obrazu. Właściwie jest to scena szokująca, paskudna i niepokojąca - Chardin zniszczył przyrodzony martwym naturom spokój odmalowaniem tu zwierzęcia z wyprutymi wnętrznościami, i to zwierzęcia, które i z wnętrznościami na swoim miejscu jest dość odrażające i niepokojące ze swoimi nozdrzami wyglądającymi jak puste oczodoły i groteskowo-upiornym grymasem otworu gębowego. Dodatkowo mamy tu kota, którego przeraziło coś znajdującego się poza zasięgiem wzroku odbiorcy i sugestywnie wystający ze stołu nóż. Czy zniszczył faktycznie? Mimo tego wszystkiego, dla mnie przynajmniej, obraz zachowuje całkowity spokój martwej natury i nawet rozszerza go na przymioty takie jak przytulność i kordialność. Mimo spektakularnie wyprutych flaków karykaturalnej ryby scena jest dla mnie sympatyczna i słyszę na niej trzaskanie drewna pod kuchnią, na której przygotowuje się pyszna wieczerza.

Jest tak prawdopodobnie dzięki zręcznej, poetyckiej chromatyce Chardina. Prawie każdy obiekt na tym obrazie, ze ścianą włącznie, przyjmuje na siebie czerwonawą, wpadającą w brąz poświatę. Jako że epicentrum czerwieni są tutaj wnętrzności płaszczki (może nie aż katedralne, ale rzeczywiście bardzo kunsztownie odmalowane), zdaje się, jakby to one emanowały tą barwą na całe pomieszczenie, a że pomieszczenie jest sympatyczne, ciepłe, to i sprzężeniem zwrotnym wnętrzności przestają być niemiłe. Poza tym w ogóle martwe natury Chardina mają taki pozytywny, łagodny liryzm codzienności, tu również obecny, zwłaszcza po prawej stronie w części z naczyniami.

Może to, znowu, tylko mój odbiór, spaczony reprodukcją czy czymś innym: rozpruty wół Rembrandta, który ponoć mógł zainspirować Chardina, czy powtórzenie sceny z rają przez Soutine'a, zainspirowanego Chardinem bez najmniejszej dyskusji, dają zupełnie inny wyraz emocjonalny: drapieżny, groźny, brutalny, minorowy. Bez wątpienia przy najbliższej wizycie w Luwrze będę polował na Raję, by zweryfikować swój osąd.



7.0/10

Komentarze