Maryensztadt: Nevermind Vol. 6

New England IPA / 7,6% / 18 blg

Boom na świetne nowoangielskie ipki na polskim rynku craftowym dotyczy nie tylko tak zwanej krajowej topki browarów, ale skutkuje nawet tym, że browary uważane za będące od tej topki stosunkowo daleko są w stanie wypuścić piwo, które gremialnie określa się jako klasy światowej. Parę osób, których gustowi ufam, taki werdykt wydało co do tej puszeczki z Browaru Maryensztadt, z którego póki co wypiłem tylko jedno piwo, cztery lata temu. Chmielenie to Nelson Sauvin (<3), Galaxy i Mosaic, więc mariaż nowozelandzko-australijsko-amerykański. No to sprawdźmy.



Bardzo jasne i skrajnie mętne, matowe. Niezła, choć nie idealna piana. "Gęsty", soczysty aromat przypominający nie tyle nawet sok z owoców tropikalnych, co zmiksowany miąższ owoców tropikalnych: takie to jest wręcz esencjonalne, zaokrąglone, nieprzeparte. Mało cytrusów (może nieco limonki), raczej tematy w stylu mango, papai, kokosa, może nawet banana, karamboli, może szczypta liczi. Genialny. W smaku jest bardzo podobnie. Gęste, intensywne, esencjonalne, a jednocześnie pogodne i kolorowe jak owoce tropikalne, trochę jak smoothie, ale też mocno jak piwo: z fajną lekką bazą słodową, z niemałą jak na NE goryczką. Jest natomiast odrobinę "harsh" na przełyku, nie jest to klasyczne pieczenie granulatowe, tylko lekkie szczypanie, no ale jest, w miejscu gdzie wolałbym czystą goryczkę z alfakwasów. Mimo wszystko bardzo dobre, chociaż z każdym łykiem trochę zaczyna męczyć.

No nie, dla mnie to jest mocno daleko od klasy światowej, sorki. Atak bombowy chmielowego aromatu jeszcze wypada znakomicie, natomiast w smaku jest to moim zdaniem piwo trochę na siłę. Do Maryensztadtu mnie jakoś mocno nie przekonało. Nie wykluczam że lepsze było trochę bliżej rozlewu, ale do daty jeszcze parę miesięcy.


7.0/10

Komentarze