Igor Strawiński: Koncert skrzypcowy

1931 / wykonanie: Anne-Sophie Mutter, Philharmonia Orchestra, Paul Sacher

Podobno wielu krytyków uważa to dzieło Strawińskiego za muzykę bez autentycznej treści, napisaną dla czysto formalnego eksperymentu, abstrakcyjną, parodiującą wręcz muzykę barokową. Cóż, bardzo możliwe - Strawiński był geniuszem, więc miał jak najbardziej prawo tworzyć w tak "bezduszny" sposób kompozycje o wartości nieosiągalnej dla wielu twórców nawet w ich najlepszych i najżarliwszych momentach. Owszem, czuć tu pewną lekkość, błahość wręcz utworu, ale jednocześnie niepodważalna jest gęstość i kunszt formalny, za którymi idzie ogromna przyjemność z odsłuchu. W ogóle jest to dość fascynująca rzecz: pozornie późnobarokowa/klasycystyczna muzyka na małą orkiestrę, w którą jednak wchodzi subtelnie acz zdecydowanie modernizm Strawińskiego: manierystyczna melodyka, asymetria rytmiczna i genialna, koronkowa, pełnoorkiestrowa faktura, sieć wysmakowanych kontrapunktów na granicy dysonansu. Jest zresztą co kontrapunktować, bo przewodnie partie skrzypiec są małymi majstersztykami same w sobie.

A czy jest to muzyka bezduszna? O ile trzecia część epatuje smutkiem rzeczywiście niezbyt szczerym, sztucznym po prostu, zwłaszcza okolona przez części pozostałe, o tyle w pierwszej i zwłaszcza ostatniej, najwyśmienitszej części, jest akurat moim zdaniem treści sporo, nawet jeśli ukrytej pod neobarokowymi igraszkami - to witalistyczne wybuchy energetyczne, czasem bardzo pogodne, czasem nieco niepokojące. Czyli, jakby nie patrzeć, core świata emocji Strawińskiego.


8.0/10

Komentarze