Erik Satie: 3 Gymnopédies

1888 / wykonanie: Pascal Rogé, 1984

Satie nie był kompozytorem rozmiarów Debussy'ego ani Ravela, to oczywiste. Arsenał formalnych środków wyrazu, u tych dwóch olbrzymi, u niego był skromny, oszczędny, bez pretensji do najbardziej kunsztownej techniki kompozycji w historii - skrajnie daleki od takich pretensji. Jako impresjoniści wszyscy trzej byli zawodnikami wagi lekkiej, jeśli chodzi o wyraz emocjonalny, atmosferę, natomiast formalnie tylko Satie był kruchy jak porcelana.

Nie był jednak od nich Satie mniejszym magikiem i poetą, a może nawet większym, i chyba uosabiał muzyczny impresjonizm jeszcze bardziej esencjonalnie niż te dwa nazwiska, choć czasem wydaje się, że to na nich impresjonizm się i zaczyna, i kończy. Gymnopédies to popis nie tyle kompozytora, co magika właśnie, bo nieosiągalnym dla prawie każdego człowieka jest stworzenie muzyki tak lirycznej, głębokiej, wartościowej i poruszającej, stosując środki tak oszczędne, kruche, ascetyczne i rozbrajająco proste, dziecięco wręcz proste. Nie będę analizował całości, ale spójrzmy na sam początek: w kluczu basowym mamy zapętlane proste akordy septymowe w powtarzalnym schemacie rytmicznym (pryma w głębokim basie na "raz", reszta akordu wyżej na "dwa", przeciągnięcie obu na "trzy" i kolejny takt), a prawa ręka gra powolną, ascetyczną melodię dźwięk po dźwięku. I bardzo podobnie jest przez cały utwór. Ciężko, żeby było łatwiej.

A jednak to krótkie dzieło rozlewa wszechogarniającą atmosferę nostalgii, spokoju, łagodności, a w najlepszej, trzeciej części, również zadziwiająco głębokiej melancholii. Momentalnie uspokaja i spowalnia świat, wprowadza w refleksyjny nastrój, dystansuje od świata i pozwala spojrzeć na niego przenikliwiej. To muzyka skrajnie nienachalna, niewinna i czysta, a efekt ma dużo mocniejszą siłę rażenia niż niejedna potwornie skomplikowana kompozycja. Cała sztuka leży oczywiście w harmonii, w dopasowanej do niej melodii i w rytmicznym rozmyciu, ale znowu nie chodzi o jakieś szczególnie skomplikowane harmonie czy melodie nie z tego świata: jest to geniusz tkwiący w prostocie, w natchnieniu i w dopasowaniu.

Satie nie tylko antycypował tu impresjonizm na parę lat przed jego pełnoprawnym rozkwitem, ale i - o kilkadziesiąt już lat - minimalizm i różne oszczędne nurty muzyki nie tylko akademickiej zaawansowanego XX wieku.


9.0/10

Komentarze