Umberto Boccioni: "Wschodzące miasto"
olej na płótnie / 1910 / Museum of Modern Art, Nowy Jork
Futuryzm moim zdaniem postarzał się bardzo źle. Szczególnie odrzucający jest pod względem swojej treści, bo zachwyt i fascynacja postępem technologicznym, rozrostem miast, budową fabryk i maszyn może w XXI wieku wywołać posępny uśmiech politowania. Również formalnie malarstwo futurystyczne to co do zasady nie moja bajka - krzykliwe, hałaśliwe, nachalne, zakochane w nowoczesności, a dziś wydające się trącić myszką. Zasada ma jednak swoje wyjątki i twórczość Boccioniego, chyba najlepszego futurysty, jest jedną z nich. A przynajmniej ten obraz - powstały, gdy artysta był już w pełni sił twórczych, a jeszcze nie zintelektualizował swojego malarstwa pod wpływem kubizmu. Ma wprawdzie wspomniane cechy futuryzmu, ale nie składają się one na coś męczącego czy przaśnego, lecz po prostu spektakularnego.
Mamy tu, ogólnie rzecz biorąc, scenę lub raczej zestaw scen przedstawiających rozbudowę miasta. W tle wznoszą się fabryki i bloki, na pierwszym planie robotnicy i konie uwijają się przy pracy. Podsceny przenikają się, nie są logicznie uporządkowane w przestrzeni ani też koniecznie jednoczesne - jest to poniekąd kolaż z tematem przewodnim. Jeden z koni jest centralnym zjawiskiem płótna - nie tylko jako centralny element, ale też jako element największy, najbardziej zredukowany do czystej energii, obdarty z dokładnej figuracji, emanujący swoją energię na cały obraz. Na nim najlepiej widoczna jest brawurowa technika Boccioniego, który utkał rzeczywistość z podobnych do iskier albo sierści nitek koloru, przez które koń wydaje się żarzyć, wirować, skrzyć i pędzić jednocześnie. Promieniuje na otoczenie i cała rzeczywistość poniekąd składa się przez niego z takich snopków czystej energii.
Energia jest właśnie głównym tematem dzieła. Jest bardzo hałaśliwe, jest bardzo ruchliwe, ale nie dźwięk ani ruch jest tu kluczowy, lecz energia, rozsadzająca wszystko, nieustępliwa, dzika, niepowstrzymana. Dopomagają w tym wybitnie udanym efekcie inne walory formalne, nie tylko technika pędzla. Brawurowa jest tutaj ognista, odrobinę fowistyczna kolorystyka; brawurowo przenikają się, nachodzą na siebie poszczególne obiekty i przestrzenie; brawurowe jest użycie światła, które nie znajduje jednego, klarownego źródła, lecz raczej zdaje się wytryskać z rozlicznych punktów obrazu, przez co staje się on jeszcze bardziej wybuchowy, świetlisty, oślepiający.
Widowiskowe, spektakularne malarstwo. Ciągle niezbyt moje, ale potrafię się nim już po części zachwycić.
Komentarze
Prześlij komentarz