Stare Miasto: część II. Intymność i monumentalizm

Stare Miasto we Wrocławiu jest jednym z najpiękniejszych i najbardziej godnych uwagi na całym świecie: walka z tym stwierdzeniem nie ma sensu. Nie jest to jednak starówka idealna i nie chodzi mi wcale o wady, jak obowiązkowe peerelowskie plomby czy znacznie za dużo ulic udostępnionych do ruchu aut, lecz niedobór pewnej zalety. W gruncie rzeczy wrocławskiej starówce brakuje trochę tego, co jest esencją większości starówek świata: gąszczu ciasnych, kameralnych uliczek między zabytkowymi kamienicami, w których można się zagubić albo przynajmniej poczuć zagubionym. To nie tak, że nie ma ich tu w ogóle, ale jak się nad tym lepiej zastanowić, to jest ich stosunkowo mało. 

Najbliżej realizacji idei takiego intymnego gąszczu - nie licząc może Ostrowa Tumskiego, który ma wszak swą sakralną specyfikę i nie jest typową starówką - jest nieduży wycinek Starego Miasta na północny zachód od rynku, którego względne, niedokładne centrum stanowi Kościół Garnizonowy, kontrapunktujący tę intymność swoim gigantyzmem. Nie jest to bynajmniej obszar wolny od wspomnianych wyżej problemów, z których wolność samochodów przeszkadza dużo bardziej niż wtrącenia brzydoty z nowych polskich czasów, ale da się tu od nich uciec, a nawet gdy się nie da, to często i tak jest pięknie i klimatycznie. Ulice są ciasne, oświetlane gustownymi latarniami, kamienic dużo, a niemal w co drugiej mieści się jakaś zachęcająca knajpa. Uroku dodaje fakt, że mnóstwo tu jest pracowni artystycznych i rzemieślniczych. Co chwilę natyka się na monumentalną sylwetkę kościoła, który emanuje naokoło swoją historyczną aurą.




By być precyzyjnym: wpis ten poświęcony jest obszarowi ograniczonym ulicami: Białoskórniczą, Nowy Świat, Więzienną (włącznie) oraz rynkiem, Placem Solnym i ulicą Ruską ("wyłącznie"). Jest to w praktyce siatka pięciu ulic w pionie i siedmiu w poziomie.

Symboliczna brama do tego małego uliczkowego świata znajduje się w północno-zachodnim rogu rynku, tuż za którym stoją dwie prawdopodobnie najsłynniejsze kamienice całego Wrocławia, mimo że ani największe, ani najbardziej wystawne, ani najładniejsze. Jaś i Małgosia są silne jako urocza para, połączona śliczną barokową arkadą, tworzącą bramę na plac, gdzie niegdyś znajdował się przykościelny cmentarz. Obie kamienice pochodzą z XV wieku, ale nazwę otrzymały już po II wojnie światowej. Mniejszy Jaś jest dość surową, otynkowaną na biało kamienicą, na którą bez towarzystwa Małgosi nikt by pewnie nie zwracał większej uwagi, ale ma swój specyficzny, ascetyczny, średniowieczny urok. Małgosia to już barokowo-manierystyczna perełka, charyzmatyczna połączeniem różu i bieli oraz licznymi zdobieniami. W gruncie rzeczy nie mamy tu jednak do czynienia z parą, lecz z grupą. Kompozycję dopełnia olbrzymi kościół w tle, skrajnie kontrastujący ze słodkimi, kameralnymi kamieniczkami.





Bazylika św. Elżbiety vulgo Kościół Garnizonowy to najbardziej monumentalny zabytek całego Wrocławia obok katedry i Hali Stulecia, a może nawet po prostu najbardziej monumentalny. Ceglany kościół sam w sobie nie ma wcale rozmiarów gigantycznych, jest porównywalny z paroma innymi w mieście. Wydaje się jednak potężniejszy niż jest dzięki przybudowanej do niego, masywnej i jednocześnie wzniosłej, a więc po prostu monumentalnej wieży na planie kwadratu, zwieńczonej bardzo specyficznym hełmem, który posiada jakby swój własny, mniejszy hełm. Wieża ta z wysokością 91,5 metra zapewnia kościołowi obecność w czwórce najwyższych budynków we Wrocławiu i w pierwszej dziesiątce najwyższych polskich budowli sprzed XX wieku. Warto dodać, że pierwsza wieża z połowy XV wieku mierzyła ponad 130 metrów i byłaby dziś najwyższym zabytkiem w Polsce oprócz Pałacu Kultury i Nauki.


Historia samego kościoła sięga XIII wieku, przy czym najintensywniej rozbudowywał się w wieku XIV. Od 1525 roku aż do końca II wojny światowej był kościołem ewangelickim. Co ciekawe, przetrwał wojnę bez poważnych uszkodzeń, a za to płonął aż trzykrotnie w czasach PRLu. Dziś jest bardzo ciężką, masywną ceglaną bryłą w typowym dla Wrocławia stylu ciężkiego, mrocznego gotyku. Tę ciężar i mrok łagodzą liczne piaskowcowe rzeźby, płaskorzeźby, epitafia, portale i kunsztowne maswerki. To nie tylko jeden z największych, ale i po prostu najintensywniejszych estetycznie kościołów w mieście. Szczególny klimat czuje się wokół niego po zmroku.















Wnętrze nie jest w stu procentach satysfakcjonujące - widać, że częściowo było odbudowane - ale mimo wszystko robi duże wrażenie. Dużo wyższe niż szersze, bez zająknień gotyckie i pełne pięknej pozłacanej nastawy. Szczególnie wystawny jest marmurowy nagrobek protestanckiego radnego Heinricha Rybischa. W prezbiterium odbywa się starcie baroku pod postacią ołtarza z gotykiem pod postacią ogromnego, strzelistego sakramentarium z XV wieku, a tłem dla tego starcia są barwne współczesne organy z motywami - odpowiednio dla kościoła garnizonowego - militarnymi. Olśniewające barokowe organy spłonęły w 1976 roku - w momencie tworzenia wpisu można było obejrzeć ich miniaturową makietę, a gdy dopisuję to zdanie w 2022 są już odbudowane pełnowymiarowe organy, których zdjęcia załączam na końcu.































Na wieżę w ciepłych miesiącach można wejść i staje się ona wtedy jednym z najważniejszych punktów widokowych w mieście - z kandydaturą na najlepszy ze wszystkich. Nie tylko świetnie widać z niej rynek, ale też dziesiątki albo i setki charakterystycznych wrocławskich budowli. Na północy w dobrą pogodę da się dostrzec Wzgórza Trzebnickie, a na południu Sudety.







Na placu przed kościołem stoi ascetyczna rzeźba poświęcona Dietrichowi Bonhoefferowi, antynazistowskiemu duchownemu z Wrocławia, zesłanemu do obozu koncentracyjnego i straconemu za udział w zamachu na samego Hitlera.


Stąd można ruszyć szlakiem tutejszych ulic i uliczek i odkrywać ich tajemnice. Ulica Kiełbaśnicza wiele zyskałaby na usunięciu z niej aut, ale nawet dziś bardzo ją lubię. Dość wąska, otoczona przez mnóstwo pięknych kamienic oraz niezliczoną ilość lokali gastronomicznych i ich szyldów. Z kamienic największe wrażenie robi swoisty tryptyk z końca XIX wieku na wysokości kościoła garnizonowego: bogato zdobiona, beżowa kamienica z numerem 24 (Hotel Patio); wąziutka, turkusowa kamieniczka z numerem 23 (pub Academus) i neogotycka, ceglana kamienica z kamiennym wykuszem i sgrafittami (Art Hotel).














Równoległa ulica Rzeźnicza, również mocno podniszczona estetycznie przez samochody, ma charakter zupełnie inny, dużo mniej intymny i kameralny, bardziej wystawny. Od południa rozpoczyna ją tzw. Kamienica Pod Zielony Dębem, zbudowana w 1912 roku z przeznaczeniem na dom handlowy Deutsche Familien Kaufhaus - obecnie mieści się tu hotel. Czarny, mocno przeszklony pierwszy poziom nowocześnie i elegancko współgra z kamienną nadbudową. Jednak największą dumą Rzeźniczej jest Kamienica pod Gorgoną - nie tyle perła, co arcydzieło secesji z przełomu XIX i XX wieku: doskonała, bombastyczna, luksusowa harmonia szkła, stali i kamienia. Do niej przylega neorenesansowy, piaskowcowy budynek dawnego Gmachu Towarzystwa Kredytowego. A tuż za nim kolejna perełka, moim zdaniem łącząca i neorenesans, i secesję: dawny dom handlowy Viktoriahaus na rogu z ulicą św. Mikołaja, bardzo intensywnie dekorowany w swojej górnej części. Na końcu ulicy mieści się Wrocławski Teatr Współczesny.












Wracam na ulicę św. Mikołaja, której zachodni fragment opisywałem już w pierwszej części Starego Miasta. Tu jest mocno oszpecona przez nieudane szklane budynki kapitalistycznej Polski, ale zachowało się na niej parę perełek. Największą jest czerwono-biała barokowa Kamienica Trzy Dęby z XVIII wieku, odbudowana po wojnie. Po raz kolejny - jej piękne podcienie zasłaniają samochody dostawcze.







Warto wspomnieć o zespole kamienic przy ulicy Białoskórniczej i o dość dosłownej rzeźbie "Krzesło" przy ulicy Nowy Świat, będącej Białoskórniczej przedłużeniem.





Jednym z najbardziej urokliwych i kameralnych miejsc we Wrocławiu są Stare Jatki, wąska piesza uliczka czy raczej przejście między Kiełbaśniczą a Odrzańską, gdzie od XIII wieku mieściły się sklepy rzeźnicze. Dziś w klimatycznych kramach pod drewnianym dachem mieszczą się głównie pracownie artystyczne, a tuż przy bramą wychodzącą na ulicę Odrzańską stoi ledwie 23-letni, ale kultowy pomnik Ku czci Zwierząt Rzeźnych.








Inny łącznik Kiełbaśniczej z Odrzańską to ulica Malarska, przy której znajduje się zespół wyjątkowo barwnych i wymyślnych kamieniczek. To w gruncie rzeczy te same, w których mieszczą się pracownie na Jatkach, tylko od południowej strony.




Ciekawostką jest krótka ulica Garbary, łącząca Odrzańską z Więzienną - najprawdopodobniej najwęższa w całym mieście.


Wyjątkowo klimatyczna, ciasna i przyjemna - wreszcie bez aut! - jest ulica Więzienna, biegnąca od Odry aż do rynku: długi szpaler pubów, knajp i sklepów w mniej i bardziej ładnych kamienicach. Wspaniałym momentem tej ulicy jest dawne więzienie miejskie z XIV wieku: mroczny ceglany budynek z klimatycznym dziedzińcem.






Opowieść o tym wycinku Starego Miasta byłaby nie tyle niekompletna, co wręcz bezsensowna bez zdjęć zrobionych po zmroku. Możliwe, że ze wszystkich części Wrocławia ta zyskuje na ciemności najwięcej razem z Ostrowem Tumskim. A to już drugi raz, jak porównuję tę sieć uliczek do Ostrowa Tumskiego - niech będzie to jej najlepszą rekomendacją.













Komentarze