Flying Lotus: "Cosmogramma"

2010

W koncepcji ambitna i bardzo ekscytująca próba nawiązania i w jakiś sposób wejścia w kanon kosmicznego/spirytualnego jazzu z okolic Alice Coltrane, Pharoah Sandersa czy Sun Ra, ale bez grania jazzu; złożona w hołdzie dla zmarłej Alice Coltrane właśnie, babci stryjecznej autora albumu. Była to ambicja szczera i konsekwentna, bo autor prawie wcale nie ucieka się do jazzowego idiomu, a nawet bardzo oszczędnie korzysta z melodii i harmonii. Podejmuje trud starań o osiągnięcie spirytualnego efektu bardziej poprzez brzmienie i rytm, dominujące w jego świecie muzyki elektronicznej z silnymi wpływami hip hopu i dance'u. Wykorzystując współczesne możliwości budowania sztucznych, elektronicznych, komputerowo wygenerowanych dźwięków, stara się z jednej strony olśnić galaktykami niesamowitych, barwnych brzmień, a jednocześnie wprowadzić w trans pociągającymi rytmami schematów basowych i perkusyjnych.

Trochę lepiej brzmi to jednak na papierze niż na głośnikach i słuchawkach. W kontekście ambicji jestem wręcz skłonny stwierdzić porażkę autora. Są momenty naprawdę ekscytujące, kiedy faktycznie czułem się w nieodkrytej wcześniej galaktyce dźwięków i momenty, kiedy kurs emocjonalny robi się naprawdę piękny. Ale za często wdziera się schematyzm i za rzadko brzmienie jest naprawdę śmiałe i oryginalne.

Sukces jest, ale mniejszy niż zamierzony: to bardzo przyjemna, ładna i momentami dość interesująca muzyka, miła dla uszu i dla duszy. Ostatecznie jednak moim zdaniem dużo więcej tu przyjemności niż piękna, hedonizmu niż spirytualizmu i technologii niż sztuki.



6.5/10

Komentarze