Sarajishvili Eniseli

Brandy / Gruzja / 14 lat / 40%

Z punktu widzenia destylatów był to dla mnie dziwny rok, bo po raz pierwszy nie królowała w nim whiskey, a destylaty owocowe - brandy i calvados. Nie piłem ich dużo - jedną brandy i jeden calvados - ale to wystarczyło, żeby cała whiskey, jaką w tym roku próbowałem, schowała się do szafy. Skoro tak, to idźmy za ciosem i również noc Bożego Narodzenia uczczę brandy. Kompletnie dla mnie egzotyczną, bo gruzińską, w dodatku czternastoletnią, w dodatku niebędącą już w sprzedaży. Sarajishvili to potężny gruziński producent, istniejący od 1884 roku, w którego ofercie są bardzo stare brandy, więc powinna to być godna butelka. Mój egzemplarz jest z 2011 roku, więc też nie jest to destylat młody - pochodzi wszak jeszcze z XX wieku i nie jest aż tak wiele młodszy ode mnie.

Ciemna, ciemnobursztynowa, nawet wchodząca w jasny brąz, prześliczna. Bardzo ładny, serdeczny, otwarty, intensywny i bogaty zapach, w którym dużo znajdzie się zarówno nut z uniwersum dębu, jak i z uniwersum owoców. Mimo wszystko chyba więcej jest duszy destylatu - tak, pierwsze skrzypce grają winogrona, zwłaszcza pestki, skórki, rodzynki, które z kolei przechodzą w akcenty daktylowe, ogólnie suszono-owocowe, ze szczyptą karmelu. W tę słodycz wpasowuje się perfekcyjnie spora ilość dębiny, takiej bardzo drzewnej, wiórowej chciałoby się rzecz. Na końcu odrobina czarnego pieprzu. W smaku już mniej winogron i owoców, jeszcze więcej dębu i niemało przyprawowej pikantności, pojawiają się też nuty orzechowe na czele z migdałowymi. Bardzo fajna, intensywna, ale tutaj już trochę za ostra, a wcale nie kosmicznie pełna smaku. Zapach znakomity, smak po prostu bardzo dobry.

Bardzo, ale to bardzo fajny alkohol, ale jednak czuć sporą różnicę w porównaniu z Brandy de Jerez. A cena wcale znacznie niższa nie była. Następna przygoda z gruzińską brandy zapewne zdarzy mi się za sto lat albo już nigdy.



7.5/10

Komentarze