Robert Eggers: "Czarownica"
2015
Reżyser świetnego Lighthouse nie przykułby zbyt mocno mojej uwagi swym debiutem filmowym. Widać tu wprawdzie więcej niż zalążki autorskiego stylu, rozwiniętego cztery lata później: przywiązywanie uwagi do estetyki na czele z ciekawymi kompozycjami kadrów i mistrzowskim panowaniem nad oświetleniem, zmysł do przetwarzania starych baśni, legend i motywów kulturowych tak, by wyglądały autentycznie, a zarazem formalnie współcześnie, artystyczną intertekstualność, a także w mniejszym stopniu rozmycie linearności i logiki fabuły. Wszystko to razem wzięte daje obraz może nie za wielki, ale bardzo klimatyczny, przyjemny, zapadający w pamięć: klasowy, dobrze zbalansowany horror folkowy, minimalnie pogłębiony motywem pragnienia wyzwolenia ze świata religijnej manii i hipokryzji. Jest to natomiast jeszcze film z grubsza taki jak sporo innych: horror jest mało psychologiczny, estetyka mało oryginalna, fabuła dość prosta. Można się w dodatku mocno przyczepić do warstwy zjawisk realnych: przedstawiona rodzina jest momentami do bólu sztuczna, a dialogi chyba naprawdę w przegięty sposób naszpikowane religijnością, nieznośne (reżyser "broni się" co prawda przed napisami końcowymi, że zaczerpnięte są z autentycznych przekazów historycznych). Czarownica łaknie jak kania dżdżu naturalności, najczarniejszego choćby humoru i dobrego aktorstwa - wszystko to i wiele więcej dostanie Lighthouse. Ale jest pozytywnie, a jak na debiut naprawdę dobrze.
Komentarze
Prześlij komentarz