Henri Edmond Cross: "Plaża w Saint-Clair"
Henri Edmond Cross obraca się w historii sztuki w gronie nazwisk dużych, wielkich i gigantycznych, sam nie znalazł jednak takiego oddźwięku jak Seurat, Signac, Matisse, Pissarro albo Monet. Porównując go z niektórymi z tych nazwisk trochę mnie to dziwi. Technika, jaką wykształcił pod koniec XIX wieku, podbija mnie mocno zarówno na czysto estetycznym, jak i atmosferycznym poziomie odbioru sztuki. Ciężko było mi wybrać konkretny obraz, ostatecznie zdecydowałem się na ten mało znany, znajdujący się w prywatnej kolekcji, na którym Cross nie po raz pierwszy i nie ostatni złożył hołd plaży w swojej rodzinnej miejscowości.
Fascynuje mnie na tym obrazie przede wszystkim zwycięski kompromis pomiędzy przeszłością a przyszłością. Dzięki wrażliwości artysty na światło pejzaż zachowuje łączność z czułymi, trzymającymi się w mniejszym lub większym stopniu rzeczywistości, rozlewającymi się atmosferą pejzażami malowanymi od Lorraina po Moneta. Dobór kolorów jest jednak bardzo śmiały i już proto-fowistyczny.
"Plaża" jest z jednej strony odrealniona, bo oczywiście odeszła od rzeczywistości, w której takich efektów barwnych bez wspomagaczy nie zobaczymy, jest popisem kolorystycznym samym w sobie - poszczególne obszary płótna to chromatyczne rewelacje, już nawet oderwane od tematu i klimatu (co ciekawe, inaczej niż u Moneta czy Turnera - nie niebo i woda są najlepsze, ale niesamowite różowo-błękitno-fioletowo-pomarańczowe podłoże i wielobarwne, choć oparte najbardziej na zieleniach i błękitach drzewa, włącznie z pniami). Z drugiej strony odnajdujemy pewną paralelę między tą kolorystyczną nadrzeczywistością a rzeczywistością - po pierwsze użyte przez Crossa barwy nie są arbitralne, lecz są nieco przetworzonymi odpowiednikami faktycznych barw, a po drugie relacje pomiędzy nimi pozostają z grubsza zachowane. To zaś prowadzi do zachowania impresjonistycznej, leniwej, romantycznej atmosfery nadmorskiej plaży, podkreślonej jeszcze przez idylliczną postać rybaka.
Nie byłoby to możliwe bez estetycznie rozkosznej post-pointylistycznej maniery, w której drobne kropki zostały zastąpione większymi smugami pojedynczego koloru (między które wkrada się czyste płótno), dzięki czemu obraz wibruje wibracją przyjemniejszą, o niższych częstotliwościach niż obrazy typowo pointylistyczne. Stwarza inny, pod pewnym względem nawet odwrotny efekt, nie zlewając drobinek barw w zbite połacie, lecz pozwalając każdej smudze żyć własnym życiem, jednocześnie tworzyć większe, nachodzące na siebie "tematy kolorystyczne", zbiory wielu smug.
Świadomość, że Cross takich pejzaży jeszcze namalował całkiem sporo - nawet jeśli ten na szybko zdobył mnie trochę bardziej niż inne - skłania mnie, by go uznać za jednego z bardziej niedocenionych artystów.
8.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz