Borek: Restauracja Agawa

Ciężko wyobrazić sobie dużo lepszą lokalizację dla restauracji od tej, którą od lat dzierży Agawa, restauracja w mocno przeszklonym budyneczku w najbardziej uczęszczanej części Parku Południowego. Choć nigdy nie zachwyciłem się serwowanym tam jedzeniem, jadałem już w Agawie kilka razy (co może nie jest wprawdzie aż takim dobrym wynikiem, bo w Parku bywałem razy kilkaset i pewnie blisko już do pierwszego tysiąca). Choćby wyglądała dużo gorzej i podawała gorsze jedzenie niż podaje, ta knajpa miałaby spore problemy ze splajtowaniem. W obecnym kształcie, choć i do jednego i do drugiego można się przyczepić, jest skazana na długoletni sukces.


Jeśli chodzi o wygląd, można skomplementować tylko obiektywną elegancję i czystość, bo szaro-białe tonacje wieczorem prezentują się raczej średnio-słabo i kojarzą mi się z salą weselną; tylko słońce wpadające tu za dnia z Parku nadaje życia. Zimne i nachalne oświetlenie po zmroku morduje klimat, nie pozwalając się nacieszyć widokiem oświetlonego Parku.


Niegdyś Agawa była mocno ukierunkowana na okolice włoskiej kuchni - do dzisiaj przetrwała pizza, ale dania główne, zupy i przystawki to już wariacje na temat kuchni polskiej i propozycje ogólno-restauracyjne.

Na początek skusiła mnie kaszanka w panko, ale trafiłem umiarkowanie dobrze. Sama kaszanka i sposób jej przyrządzenia była bardzo fajna, natomiast gorzej z otoczką - ziemniaczany chrust był nieco za tłusty i nieciekawy, a "kompozycja" trochę niechlujnie napaćkanych sosów niesubtelna i za słodka. Mieszane uczucia, choć danie smaczne. 6.5/10


Danie główne, filet z indyka z sosem porowym, pieczonymi korzeniami i purée ziemniaczanym, dużo lepiej zapunktowało. Nie obyło się bez wad, bo warzywa były za zimne i trochę oklapnięte, a ziemniaki trochę nudne, natomiast sam indyk był znakomicie zgrillowany i świetnie komponował się z clou tego dania, wyrazistym sosem, a raczej pierzynką z pora. 7.5/10


Deser zawiódł - crème brûlée to jeden z moich ściśle ulubionych deserów i silny kandydat do numeru jeden, ale tutejszy poza skarmelizowaną skorupką przypominał zwyczajny budyń waniliowy, był co najmniej dwukrotnie zbyt płynny. Lubię budyń i ciężko mnie zniechęcić czymkolwiek co chociaż trochę przypomina ten piękny deser, ale nad tym przeszedłem obojętnie. 6.0/10


Agawa nigdy nie słynęła z kuchni na całe miasto i dalej nie ma kuchni godnej sławy, natomiast jest zdecydowanie dobrą knajpą, z przebłyskami świetności, co w połączeniu z lokalizacją daje mimo wszystko istotny punkt na mapie Wrocławia. Choć w moim mieście tyle lepszych restauracji, nawet we względnym pobliżu, to nie mogę powiedzieć, że już nigdy do Agawy nie zawitam.


7.0/10

Komentarze