George Miller: "Mad Max: Na drodze gniewu"
Mógłbym nazwać ten film bardzo dobrym, może nawet świetnym, gdyby tylko zrobił jedną rzecz: zamienił patos na humor. Jest pod paroma względami niesamowity: świetna, pełna kreatywności scenografia (mikro i makro), estetyka podporządkowana kolorystyce żółcieni, rozkosznie przegięte efekty specjalne i kompletnie zwariowana akcja z epileptycznym montażem, ocierająca się o groteskę i pastisz całego gatunku. Szczególnie pierwsze kilkadziesiąt minut, kiedy cały film jest zredukowany do celowo przesadzonej akcji, robi sensowne wrażenie, mimo że brakuje mu ciągle jakiejkolwiek substancji. Tą substancją powinien być cyniczny, ironiczny humor - jeśli już nie tarantinowski, autotematycznie naigrawający się z kina akcji, to przynajmniej tak po prostu humor. Zamiast tego George Miller znajduje tę substancje w mdłej, coraz bardziej patetycznej i dziecinnej fabularyzacji obrazu do schematu znanego w kinie od dziesięcioleci. Szkoda, ale i tak wolę interesującą formę z denną treścią od tego, co prezentuje tak wielka część współczesnego kina z czołówek rankingów, czyli treść bez formy.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz