Jessie Boswell: "Trzy okna"
Jessie Boswell, podobnie jak wszyscy lub prawie wszyscy członkowie Gruppo di Sei, żywotnego przez kilka lat zgrupowania sześciu włoskich malarzy o antyfaszystowskich tendencjach, nie zapisała się w historii sztuki złotymi zgłoskami. Jeśli nie władamy językiem włoskim, odnajdziemy na jej temat nie więcej niż suche notki biograficzne, a nawet Włosi nie płoną dziś zachwytem nad Angielką, która spędziła w ich kraju prawie całe życie. Nie dziwi mnie to ani trochę.
Dorobek Boswell to głównie pejzaże miejskie i wiejskie, wnętrza mieszkań i portrety, prawie wszystkie namalowane podobną, inspirowaną postimpresjonizmem techniką, niebrzydkie, ale zupełnie nieciekawe. Wyróżniają się wśród nich "Trzy okna", namalowane inaczej, dość precyzyjną kreską i również inaczej obdarowane scenografią - realistyczną, ale nienaturalną, każącą wypatrywać jakichś surrealistycznych akcentów, które jednak nie nadchodzą. Widzimy prosty kadr wewnątrz pomieszczenia, przypuszczalnie na wysokiej kondygnacji jakiejś wieży na planie ośmiokąta foremnego, z pięcioma dużymi, otwartymi na oścież oknami (z czego tylko trzy tytułowe są widoczne w pełni) i dwoma krzesłami ustawionymi jak dla obserwatorów wiejskiego krajobrazu, rysującego się na zewnątrz.
Ot, gierka z percepcją, niezła, ale bagatelna i co gorsza niepodparta walorami formalnymi płótna. Niestety, kiedy patrzę na dzieło Jessie Boswell, widzę skrzyżowanie Magritte'a z De Chirico tak podrzędne wobec dzieł tych mistrzów, że od razu tracę zainteresowanie, mimo że nie jest to zły obraz.
5.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz