Jessie Boswell: "Trzy okna"

olej na płótnie nałożonym na karton / 1924 / Galleria d'Arte Moderna, Turyn

Jessie Boswell, podobnie jak wszyscy lub prawie wszyscy członkowie Gruppo di Sei, żywotnego przez kilka lat zgrupowania sześciu włoskich malarzy o antyfaszystowskich tendencjach, nie zapisała się w historii sztuki złotymi zgłoskami. Jeśli nie władamy językiem włoskim, odnajdziemy na jej temat nie więcej niż suche notki biograficzne, a nawet Włosi nie płoną dziś zachwytem nad Angielką, która spędziła w ich kraju prawie całe życie. Nie dziwi mnie to ani trochę.

Dorobek Boswell to głównie pejzaże miejskie i wiejskie, wnętrza mieszkań i portrety, prawie wszystkie namalowane podobną, inspirowaną postimpresjonizmem techniką, niebrzydkie, ale zupełnie nieciekawe. Wyróżniają się wśród nich "Trzy okna", namalowane inaczej, dość precyzyjną kreską i również inaczej obdarowane scenografią - realistyczną, ale nienaturalną, każącą wypatrywać jakichś surrealistycznych akcentów, które jednak nie nadchodzą. Widzimy prosty kadr wewnątrz pomieszczenia, przypuszczalnie na wysokiej kondygnacji jakiejś wieży na planie ośmiokąta foremnego, z pięcioma dużymi, otwartymi na oścież oknami (z czego tylko trzy tytułowe są widoczne w pełni) i dwoma krzesłami ustawionymi jak dla obserwatorów wiejskiego krajobrazu, rysującego się na zewnątrz.


To płótno z 1924 roku stara się przede wszystkim prowokować do poszukiwania nieobecnego, drażnić niezrozumiałym układem sceny. Zadaje pytania. Po co ostentacyjnie otwarte okna, kiedy nikogo tu nie ma? Czym jest to ascetyczne, nieurządzone pomieszczenie, z którego rozciąga się spektakularny widok? Czemu na krzesłach nikt nie siedzi i czemu o to pytamy? Czy biały obiekt pomiędzy nimi coś znaczy? Czemu jedno krzesło jest ustawione tak, że nawet gdyby ktoś na nim usiadł, to widziałby prawdopodobnie ścianę pomiędzy jednym a drugim oknem? To wszystko pytania, na które łatwo znaleźć prostą odpowiedź, ale chodzi o samo wywołanie ich i zwrócenie uwagi na to, że zostały wywołane.

Ot, gierka z percepcją, niezła, ale bagatelna i co gorsza niepodparta walorami formalnymi płótna. Niestety, kiedy patrzę na dzieło Jessie Boswell, widzę skrzyżowanie Magritte'a z De Chirico tak podrzędne wobec dzieł tych mistrzów, że od razu tracę zainteresowanie, mimo że nie jest to zły obraz.


5.5/10

Komentarze