Constant Troyon: "Krowy na polu"

olej na płótnie / 1852 / Ermitaż, Sankt Petersburg

Graniczy z niemożliwością przeczytać choćby najkrótszą notkę encyklopedyczną czy wręcz luźną historyczną wzmiankę o Constancie Troyonie i nie dowiedzieć się, że jego malarską specjalizacją i tym, co w ostatniej ćwiartce życia przyniosło mu uznanie, było bydło. I to prawda, że nie sposób uznać, jakoby krowy wychodziły mu słabo lub przeciętnie - malował je autentycznie i zarazem z pewnym polotem, są prawdziwe, ale nie do bólu realistyczne; z odpowiednim wyczuciem balansu między detalem a impresją, tak by były równie dopracowane, co wzbogacone o pewien ładunek klimatyczny. Kiedy jednak przeglądałem kilkadziesiąt dzieł Francuza, nie odnosiłem wrażenia, jakoby wyjątkowo umiłował te piękne stworzenia - to znaczy, odniosłem je w naturalny sposób pod wpływem ilości zobaczonych w krótkim czasie krów, ale na pojedynczych obrazach w przemożnej większości przypadków zdawały mi się raczej jednym z elementów krajobrazu, niekoniecznie ważniejszym od roślinności, a raczej mniej ważnym od światła.

Pełne światła krajobrazy barbizończyka są naprawdę ładne - tchną leniwym ciepłem wczesnych faz zachodu słońca, wyrażają zachwyt wsią i naturą szczerze i nienachalnie, dość niewymuszone i delikatne. Problem w tym, że zupełnie nie są wielkie i ciężko mi znaleźć powód, czemu oglądać krajobrazy Troyona, a nie krajobrazy takich mistrzów światła i niewymuszonych układów landszaftowych jak Cuyp, van Ruisdael, Constable i wielu innych wcześniejszych i późniejszych artystów. Pod wpływem notek encyklopedycznych szukałem więc tego powodu w krowach, ale trudno było mi go odszukać.

Jeden z nielicznych wyjątków (drugim jest poranne płótno z Musée d’Orsay z nietypowym dla Troyona, ostrym efektem światłocieniowym) znajduje się poza Francją, w Ermitażu, co samo w sobie w przypadku tego artysty jest "nielicznym wyjątkiem". Jest inne - bo kadr mniej rozległy, bo kompozycja bardziej oszczędna i pełna prostoty, bo światło nie pracuje tak intensywnie, ale przede wszystkim dlatego, że bydło staje się tu naprawdę czymś, żeby nie powiedzieć "kimś".


Te pierwsze różnice są raczej na minus, choć tworzą przyjemną otoczkę. Mamy bardzo nienachalną, skośną oś biegnącą od lewego górnego rogu i urywającą się dopiero za grzbietem krowy; mamy przyjemne starcie bieli z zieleniami; mamy nieobfitujące w detale, rozmazane niebo i roślinność, które koncentrują uwagę na głównej bohaterce. Bo to krowa jest tu wreszcie najważniejsza. W jej spokojnym spojrzeniu, dramatycznym odwróceniu łba, silnej postawie wyraża się zwierzęca, a może nawet konkretnie krowia mądrość, trud, doniosłość i niewzruszoność. W jej pieczołowicie oddanych - ale pozbawionych ostrego konturu, który byłby tu wulgarnie naturalistyczny - ścięgnach, wymionach, przebarwieniach i zabrudzeniach sierści - autentyczność i życie. W jej wyrazistej brudnej bieli, łączącej się z bielą chmur - świadectwo, że to żyjąca istota, może z pewnego punktu widzenia wcale nie mniej ważna od człowieka, a nie tylko element krajobrazu.

To nie jest najlepsze płótno Troyona, nie jest w żadnym stopniu obdarzone wybitnością, natomiast jako jedyne jest obdarzone słuszną dawką wyjątkowości. Wyjątkowym jest, jak głęboki hołd złożył zwierzęciu, które przyniosło mu sławę i sukces.


6.5/10

Komentarze