Henri Matisse: "Harmonia w czerwieni"
olej na płótnie / 1908 / Ermitaż, Sankt Petersburg
Moim chyba ulubionym dziełem Matisse'a nie jest żadna z jego jebitnie fowistycznych prac, ale właśnie ta, gdzie nieco subtelniej dokonuje zdrady na kilku stuleciach europejskiego malarstwa i zarazem popycha je do rozwoju. Subtelniej, ciekawiej, kompleksowo - ale poza tym, że płótno jest fascynujące, to jest też moim zdaniem jego najpiękniejszym, urzekającym najbardziej bezpośrednio, od razu, zanim pierwsza myśl pojawi się w głowie.
Zdrada jest zakrojona szerzej niż na kolorystykę. Szerzej również niż na podejście do rysunku, który romansuje tutaj z prymitywizmem i w wielu miejscach przypomina ćwiczenia bardzo wczesnych adeptów malarstwa. Matisse zdradza stereometryczny iluzjonizm, a więc to, do czego europejskie malarstwo było przywiązane chyba najbardziej ze wszystkiego. Robi to w przewrotny sposób: tematycznie ten obraz jest stworzony do iluzji przestrzennej, ukazując pomieszczenie ze stołem z zastawą i ciągnącym się w dal widokiem z okna. Mimo to płótno wydaje się zupełnie płaskie. Stół ledwo jest stołem - zlewa się ze ścianą, a umieszczone między nimi krzesło jest cienkie jak kartka papieru. Widok z okna raczej nachalnie stara się ujść za obraz w obrazie, niż stworzyć wrażenie głębi. Płótno, choć wyobraża rzeczywistą scenę, nie udaje rzeczywistości, lecz krzyczy, że jest płaskie.
Ale oczywiście przede wszystkim kolor. Jeszcze nie wchodzimy na terytorium pełnego fowizmu - każda barwa jest tutaj uzasadniona. Cytrusy są żółte, niebo niebieskie, trawa zielona, strój służącej czarno-biały i tak dalej. Jednocześnie jednak brak modelunku światłocieniowego, brak niuansów chromatycznych, dobór barw zdecydowanych, jaskrawych, a także ekscentryczne pokrycie zarówno obrusa, jak i ściany drapieżną czerwienią z równie drapieżnymi granatowymi wzorami - wszystko to wprowadza poczucie wielkiej kolorystycznej nierzeczywistości.
A przede wszystkim jest piękne. Najbardziej uderzająca jest naturalnie tytułowa czerwień, potężna i żywa nie tylko sama w sobie, ale przede wszystkim przez skontrastowanie z niebieskimi wzorami, zimną, zielono-niebiesko-białą paletą widoku z okna i rozświetlonymi żółcieniami owoców. Przez te zabiegi jest to jeden z piękniejszych kolorów w historii malarstwa, choć wyjęty z kontekstu byłby po prostu kolorem. Warto jednak zauważyć, że na czerwieni nie kończy się kolorystyczny wdzięk płótna: prawie każda barwa to tutaj wydarzenie dzięki umiejętnemu zestawieniu jej z innymi. Szczególnie piękne są jaśniejące niczym gwiazdy cytrusy na stole i żółte kwiatki na zewnątrz, w otoczeniu całkowicie zimnego barwnie świata. Łącznie z płaskością składa się to na wrażenie arabeskowej, rozkosznej, barwnej tapety. Nie tylko ściana na obrazie, ale cały obraz nią jest.
Gdy ktoś potrafi zdobyć się na oryginalność jednocześnie z pięknem - jest świetnym malarzem.
Co myślisz o Beefhearcie jako malarzu?
OdpowiedzUsuńNie zgłębiałem jego obrazów. Na pierwszy, pobieżny rzut oka - całkiem dobry reprezentant nurtu, który nie do końca do mnie przemawia.
Usuń