Pawłowice. Wykwintne oblicze peryferii

Wyprawa na ościenne osiedla Wrocławia zawsze opatrzona jest w moim przypadku dawką specyficznej ekscytacji. Ekscytacja ta wynika z niepewności, jak bardzo głęboko będzie trzeba grzebać, by odnaleźć cokolwiek charakterystycznego, godnego uwiecznienia i wspomnienia. Im dalej od centrum, tym co do zasady mniej atrakcyjnie i interesująco, więc gdy zabieram się za poznanie tych granicznych osiedli, czuję, że osiągam ekstremum niszowości w swoim procesie poznawania świata. Na około trzydzieści takich osiedli na dwudziestu paru pogrzebać trzeba dość konkretnie i skupić uwagę na czymś, czego prawie nikt nie nazwałby "atrakcją". Jeśli natomiast chodzi o przełamywanie tej prawidłowości, to naprawdę dosadnie robią to chyba tylko dwa osiedla - jedno na dalekim zachodzie, a drugie na północnym wschodzie miasta. Najbardziej oczywistym strzałem jest Leśnica z chyba najlepiej znanym zabytkiem Wrocławia w znacznym oddaleniu od centrum. Dużo mniej rozpoznawalne wśród mieszkańców są Pawłowice, a moim zdaniem robią Leśnicy konkurencję. I robią to jej własną bronią.

Przyznam, że moja noga nie postała na Pawłowicach aż do miesiąca, w którym powstał ten wpis. Słyszałem o nich natomiast kilkukrotnie i wiedziałem, co tam znajdę, ale i tak byłem zaskoczony ich urokiem - zwłaszcza że przynależą do wrocławskiego północnego wschodu, moim zdaniem najmniej interesującego kierunku świata w tym mieście. Pawłowice graniczą tylko z dwoma osiedlami - Zakrzowem i Kłokoczycami; pozostała część ich obrysu stanowi granicę Wrocławia. Od obu sąsiednich osiedli oddziela je w dodatku bufor łąk i pól, są więc nieco osobne względem miasta. Pola zresztą zajmują mniej więcej połowę terenu Pawłowic. Choć są bardziej wysunięte na północ od Kłokoczyc, zostały włączone do miasta trzy lata wcześniej, w 1970 roku.

Wspomina się o wsi Paulovici już w 1260 roku, kiedy przeszła na własność ołbińskiego opactwa benedyktynów. Nie rozwijała się przesadnie do XIX wieku, w połowie którego liczyła 237 mieszkańców. Ciekawsza historia Pawłowic zaczyna się w 1886 roku, gdy wieś kupują Kornowie, ród - od czterech lat szlachecki - wrocławskich księgarzy, drukarzy i wydawców, odpowiedzialnych między innymi za najstarszą wrocławską gazetę Schlesische Zeitung, wydawaną od 1742 roku aż do czasów polskich. Już w następnej dekadzie Kornowie budują tam neorenesansowy pałac. Ten właśnie pałac wraz z przylegającym do niego parkiem jest tym powodem, dla którego na Pawłowice zwraca się uwagę. Wiedziałem, że pawłowicki pałac to coś, co każdy świadomy wrocławianin powinien zobaczyć. Zaskoczyły mnie jednak trzy rzeczy: jak bardzo śliczny i zadbany ten pałac jest, jak piękny jest jego park i w końcu - jak przyjemne są Pawłowice nawet w oderwaniu od tych dwóch atrakcji.

Zacząłem jednak od najważniejszych kwestii. Do pałacu dostawałem się przez park. Jest dużo starszy niż pałac, przy czym obecnie sprawia wrażenie właśnie "parku pałacowego" - jest zadbany, oświetlony, z jasno wytyczonymi ścieżkami, a jego serce - staw z mostkiem i romantycznym, antykizowanym pawilonem z kopułą - wydaje się tak pomyślany, by eksponować widok na tył pałacu i jest jakby wyjęty z ogrodu angielskiego. Całość to po prostu jeden z najbardziej atrakcyjnych parków Wrocławia, w dodatku oddalony od miejskiego zgiełku. Nie jest duży, ale za to przechodzi płynnie w Las Zakrzowski, więc jeśli ktoś jest akurat złakniony mocniejszego kontaktu z naturą - droga stoi otworem.











Wspomnieć należy osobno o pomniku przyrody w środku parku. Dąb Paweł ma na pewnej wysokości obwód pnia o grubości 777 centymetrów, co - wierząc tabliczce - czyni go najgrubszym drzewem we Wrocławiu.


Sam pałac - od dawna własność Uniwersytetu Przyrodniczego - jest od parku jeszcze piękniejszy. To historyzm z dużą klasą i niemałym jak na taką prowincję przepychem, choć zarazem ciągle jeszcze budynek pozostaje kameralny, wręcz przytulny. Zarówno z przodu, jak i z tyłu cechuje go idealna symetria - nie licząc imponującej wieży na planie kwadrata z hełmem w kształcie spiczastego stożka i uroczym balkonikiem. Renesansowe są nie tylko formy, ale też umiarkowane podejście do ornamentacyjnego detalu, z którego charakterystyczne są zwłaszcza wszechobecne konchy, dwie kamienne półnagie kariatydy na tyłach i centralna, kamienna część fasady z kolumnami na dole i herbami rodowymi na górze. Bez zarzutu kolorystycznie jest też połączenie jasnego piaskowca z dość intensywnie czerwoną cegłą i ciemną blachą dachu. Prawdę powiedziawszy, całość podoba mi się bardziej niż pałac w Leśnicy - jest to obiekt mniej monumentalny, ale ciekawszy i smaczniejszy.









Warto zwrócić uwagę na pozostałości z pałacowego folwarku tuż obok, a nawet więcej niż pozostałości - miejsce zachowało sporo charakteru dawnego gospodarstwa wiejskiego.



Sporo wiejskiego charakteru zachowało też samo osiedle, które jest jednym z najprzyjemniejszych na spacer już nie tylko wśród ościennych osiedli Wrocławia, ale w ogóle w całym mieście. Na spokojnych uliczkach - spokojnych, bo niewiele osób ma powód, by przez Pawłowice przejeżdżać - odnaleźć można sporo charakterystycznych, niskich, poniemieckich wiejskich budynków z charakterystycznymi okiennicami. Ulice takie jak Jeziorowa, gdzie występuje szczególne zagęszczenie tych domków, czy Starodębowa - faktycznie otoczona szpalerami imponujących dębów - to perełki, których człowiek nie spodziewa się odnaleźć na takich rubieżach.








Jakby komuś było mało parku z jego stawem, to na południu osiedla znajduje się jeszcze Staw Pawłowicki, zwany też Jeziorem Pawłowickim, poddany w ostatnich latach intensywnej rewitalizacji, wyposażony nawet we własną plażę i miejsce do grillowania; bardzo przyjemne i na pewno wartościowe dla mieszkańców miejsce.



Kronikarsko odnotować można stację kolejową i Kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa - już ponad stuletni, bo z 1920 roku, ale tak banalny i pozbawiony polotu, że ciężko byłoby to przebić.



Zwykle na graniczne osiedla przeznaczam czasu aż nadto, tymczasem na Pawłowicach prędko pożałowałem, że nie wyjechałem z domu wcześniej, bo penetrując klimatyczne uliczki zastał mnie zmrok. Mogłem za to przynajmniej zobaczyć dzięki temu pałac podświetlony.


Ciekawostka - Pawłowice są jednym z może trzech osiedli Wrocławia, na które dojazd z moich Krzyków zajmuje najwięcej czasu. Mimo to uroczyście obiecuję sobie, że będę tam raz na jakiś czas wracał. Piękne miejsce, tout court.

Komentarze