John Barth: "Bakunowy faktor"
1960 / przekład: Sławomir Magala
Długa lektura tej potężnej powieści i pobieżna lektura zdań mądrych ludzi na jej temat stawiają mnie w przekonaniu, że jest to dzieło nie tylko bardzo dobrego pisarza, ale też sporych rozmiarów intelektualisty literackiego, i dzieło to w bogactwie złożoności swoich odniesień, tropów i technik stylizatorskich nadaje się do analizy przez tęgiego literaturoznawcę. Nie jestem jednym z nich, więc odniosę się do trzech głównych jakości i niezwykłości zarazem, którymi ta książka tak mocno mi się spodobała. Pomijając sporo innych kwestii, które można by pewnie roztrząsać w kilkudziesięciostronicowym artykule.
Podstawową sprawą jest tu niesamowity dualizm tej powieści. Rozpoczynając lekturę, można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z powieścią XVIII- albo XIX-wieczną, mi kojarzącą się trochę ze stylem Dickensa, podobno raczej zakorzenioną w oświeceniowej powieści amerykańskiej. Nie tylko dlatego, że rzecz dzieje się pod koniec XVII wieku, ale również przez styl narracji, "klasyczną", liniową fabułę, nawet swoistą naiwność w sposobie przedstawiania postaci i wydarzeń. Jest to mistrzowski kamuflaż. Bardzo szybko jednak tę archaizującą warstwę zaczyna przegryzać inna, współczesna - na początku jeszcze podskórnie, w niuansach, później otwarcie i na całego. Poprzez pokrętne psychologie postaci, zagęszczenie, transparentność i często dziwaczność wątków erotycznych, śmiałe słowa i obrazy, elementy przesady we wspomnianej stylizacji-kamuflażu, modernistyczne sieci symboli i motywów przewodnich, zupełnie XX-wieczny z ducha humor, wtręty metafikcyjne czy choćby nawet przewrotne tytuły rozdziałów. Ten dualizm, ten kontrast i płynące z nich postmodernistyczne poczucie dziwactwa są fascynujące same w sobie, ale dodatkowo trzeba jeszcze podkreślić, że mistrzostwem Bartha jest ich symbiotyczna jedność mimo ostrego kontrastu. To, że te dwie warstwy doskonale do siebie pasują i tworzą spójną na swój sposób, wiarygodną na swój sposób powieść, to chyba clou sukcesu pisarza.
Dwie pozostałe kwestie są bardziej prostolinijne. Bakunowy faktor ma jedną z najbardziej spektakularnych fabuł, z jakimi się spotkałem, a nawet może tę najbardziej spektakularną. Intryga jest niemożliwie złożona, wciągająca, zbudowana na skomplikowanych powiązaniach, które odkrywane są w rozbrajających zwrotach akcji. Barth poniekąd przegina - zagęszczenie takich zwrotów pod koniec robi się niemal groteskowe, a i poznawszy jego metodykę, zacząłem już niektóre przewidywać. Ale wcześniej cieszą niezmiernie. Nie czytam powieści dla fabuł, ale ta jest istnym dziełem sztuki w swojej kategorii. W końcu jest to powieść obdarzona fenomenalnym komizmem - sytuacyjnym, charakterologicznym i słownym - wspieranym jeszcze przez wspomniany kontrast dwóch warstw, zderzenie czasów, o których rzadko mówi się humorystycznie, z postmodernistyczną farsą. Częściej niż rzadziej jest to humor powiązany z erotyką, eksploatowaną tu często i widowiskowo. Warto jeszcze dodać, choć to może nie jest w tej powieści już wybitnym aspektem, że filozofowanie, jakie przenika ogromną część sytuacji, rozmów i postaci, bywa co najmniej bardzo pobudzające intelektualnie.
Czytałem długo, ale nie dłużyła mi się - to literatura wysokiej jakości, ale też wysokiej przyjemności. A nie jest to nawet powieść szczególnie w moim typie, bo brak w niej w sumie całkowicie artyzmu zarówno języka, jak i obszaru emocji i atmosfery.
Komentarze
Prześlij komentarz