Porterhouse: Red Ale
Drugie i ostatnie podejście do Porterhouse. Stout kawowy był bardzo satysfakcjonujący, ale bardziej zależy mi na tym drugim piwie, bo każde satysfakcjonujące Irish Red Ale jest na wagę złota. Browar na etykiecie sam stwierdza, że ludzie są generalnie niechętni temu stylowi, ale oni starają się uwarzyć go tak, żeby ich jednak doń przekonać. Mnie przekonywać nie trzeba i cieszę się z każdej możliwości IRA. Mam nadzieję, że to przy okazji będzie bardzo dobre.
Bardzo ładna barwa między miedzią a bursztynem; klarowne, z dobrą pianą. W zapachu bardzo fajnie, całkiem intensywnie jak na ten styl: estry owocowe, karmel, delikatne nuty przypalane, chleb; ciężko się przyczepić. A w smaku jeszcze lepiej: mniej estrów, więcej niezwykle przyjemnego karmelowo-chlebowego (i nawet odrobinę orzechowego) słodu, który ciągnie się zaskakująco długo na finiszu, doskonały balans między słodyczą karmelowych słodów a porządnym nachmieleniem, może już nawet bardziej na modłę angielską niż irlandzką, ale nie będę się czepiał ani narzekał - to jak na ten spokojny styl piwo świetne. Brakuje mi jedynie azotowego, delikatnego nasycenia - gazu jest trochę za dużo.
Topowy reprezentant stylu, chyba nawet odrobinę lepszy od propozycji z J.W. Sweetman. Ma jedną zasadniczą wadę w kontekście tej konkurencji, a mianowicie to, że ponadprogramową goryczką zbliżono go do angielskiego bittera, ale mimo wszystko to ciągle bardziej IRA. Porterhouse to naprawdę rzetelny browar, aż żałuję, że nie miałem i już może nie będę miał z nim więcej styczności.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz