Lew Tołstoj: "Wojna i pokój"

1869

Powieść powieści. Z pewnego punktu widzenia monstrualne dzieło Tołstoja to prawdopodobnie najbardziej spektakularna epika, po prostu najbardziej epicka epika, jaka kiedykolwiek powstała; tekst, z którym będą się porównywać kolejne powieści jeszcze przez wiele lat. Rozwlekłość, szczegółowość i wielość wątków; liczba postaci i głębokich portretów psychologicznych; wnikliwość i wiarygodność historyczna; misterność wykonania, powiązania ze sobą tego wszystkiego; pieczołowitość konstrukcji świata przedstawionego; szerokość dziedzin, z jakich autor sięga po zagadnienia (psychologia, socjologia, politologia, historia, historiozofia, wojskowość, rodzina i osnuwająca to wszystko filozofia Tołstoja, z początku bardziej "życiowa", jakby przełożona na prostszy rozum, ale jak szczególnie dobitnie widać w ostatniej części - dotykająca skomplikowanych, akademickich kwestii filozoficznych i płynnie się w nich poruszająca): wszystko to jest przytłaczająco epickie, tłuste, potężne zarówno w ilości, jak i w jakości. Jeśli ktoś uznaje "Wojnę i pokój" za największe literackie arcydzieło wszech czasów, to choć wprawdzie nie zgadzam się z nim i zupełnie tego nie czuję, to też taką osobę rozumiem, bo są ku takim sądom silne przesłanki. I choć pozostanę przy powieściach, gdzie jest mniej fabuły i świata przedstawionego, a więcej treści artystycznej, ciekawego języka (w opozycji do tylko "kunsztownego", jakiego Tołstojowi nie da się odmówić), atmosfery i po prostu zagadnień bardziej mnie interesujących niż historiozofia i epoka napoleońska w Rosji, to paroma walorami autor oczarował i mnie, sceptycznie podchodzącego do realizmu tak w literaturze, jak w innych gałęziach sztuki.

Po pierwsze Tołstoj jak mało który autor umożliwia przeniknięcie do świata przedstawionego, co jest wynikiem z grubsza tego wszystkiego, co wyżej opisałem: języka dokładnego i angażującego zarazem; opisów bogatych, lecz i pełnych polotu; postaci pełnowymiarowych i interesujących; fabuły ekscytującej i wciągającej, a przy tym doskonale zbalansowanej, ze świetnym panowaniem nad tempem i dynamiką. Autor stworzył świat równie wiarygodny, co ciekawy, dzięki czemu łatwo przenieść się do Rosji z czasów wojen napoleońskich i poprzebywać przez półtora tysiąca stron w świecie innym, choć kiedyś istniejącym.

Po drugie podoba mi się również zasygnalizowane wcześniej przeszycie prawie całej treści często delikatną, prawie niewidoczną nicią tołstojowskiej filozofii, która w pewnych momentach wypływa silniej na powierzchnię, ukazywana to w doniosłych kwestiach poruszanych przez bohaterów, to w filozofujących wstawkach samego narratora, wystrzeliwująca ostatecznie w końcowym tomie w przemianie Pierre'a i oryginalną historiozoficzną myślą autora (nie umiem jej ocenić, bo znacznie za mało znam się na historii, ale jest interesująca i wydaje się sensowna).

Ale dokładnie tak samo jak w "Annie Kareninie", tak i tutaj najbardziej doceniłem u Tołstoja niesamowitą wnikliwość psychologiczną i zdolność do precyzyjnego, a jednocześnie artystycznego wyłożenia tej wnikliwości w misternie snutych portretach poszczególnych postaci. Snutych przeróżnie, czy to za pomocą dokładnych opisów przemyśleń tych postaci, czy to poprzez drobne gesty tych postaci, które dokładają coś do całokształtu. Mimo że mija w tym roku 150 lat od ukończenia powieści i mimo że te postacie pochodzą głównie z rosyjskiej arystokracji, to prawie wszystko jest zupełnie aktualne i współczesny czytelnik odnajdzie tu wiele odbić siebie i znanych mu osób, co dowodzi mistrzostwa pisarza. Szczególnie rewelacyjny jest rozwlekły w czasie, ulegający rozwojowi portret Pierre'a, ale i Bołkoński, Mikołaj Rostow czy Kutuzow to ciekawe postacie, otoczone przez dziesiątki mniej szczegółowo rozbitych.

Czy w dzisiejszych czasach "Wojna i pokój" jest jeszcze pozycją obowiązkową? To chyba kwestia dogłębności zainteresowania literaturą - na pewnym poziomie zaangażowania trzeba się z tym zmierzyć, ale dziś jest już sporo dzieł moim zdaniem bardziej esencjonalnych. Sporą ilość czasu, jaką trzeba przeznaczyć na tę powieść, bardziej polecam oddać już choćby Proustowi i "W poszukiwaniu straconego czasu". Nie wspominając już o tym, że sam Tołstoj przebił się później na plus zarówno jakością (wyższą), jak i ilością (niższą), pisząc "Annę Kareninę".


7.5/10

Komentarze