Killarney Brewing: Rutting Red Ale
Kończę degustacje piw przywiezionych z Irlandii butelką, po której się całkiem sporo spodziewam. Miałem okazję gościć w browarze Killarney Brewing w trakcie podróży i wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie, podobnie jak spróbowane w nim piwa, w tym to, które mam dziś przed sobą. Rzeczywistość butelkowa potrafi się znacząco różnić w stosunku do beczkowej, ale mam nadzieję na udane zakończenie przygody z irlandzkim craftem i piwo, które w kategorii Irish Red Ale przynajmniej nawiąże walkę z dublińskimi reprezentantami stylu z J.W. Sweetman i Porterhouse.
Piwo, zapakowane w butelkę o osobliwym kształcie i z bardzo atrakcyjną etykietą, jest hołdem dla jedynego ocalałego dzikiego stada jeleni szlachetnych, które żyje w parku narodowym Killarney.
No i tyle. Powiedzieć, że irlandzki craft mnie nie oczarował, to powiedzieć bardzo niewiele. Z piętnastu przywiezionych piw, których bynajmniej nie kupowałem na ślepo, a posiłkując się renomą browarów, jedno dostało ode mnie ósemkę, a cała reszta niższe noty. Szanuję przede wszystkim Whiplash i Porterhouse, honourable mention leci dla J.W. Sweetman, a o reszcie zapominam kompletnie. Gdyby nie fakt, że prawie nikomu w Europie poza Irlandczykami nie chce się warzyć Irish Red Ale, to Irlandia mogłaby dla mnie piwowarsko nie istnieć. Ich piwowarstwo jest spoko, kiedy podróżuje się po Irlandii i popija lekkie, świeże piwa z pompy/na azocie w klimatycznych pubach: w domowych warunkach i z butelki robią za skromne wrażenie. W kwestii piwa Irlandia jest sto lat za Polakami i ciężko mi będzie ubolewać, że irlandzkie piwa poza wiadomymi markami nie są u nas dostępne.
5.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz