Ludwig van Beethoven: IX sonata na skrzypce i fortepian "Kreutzer"
Nawet jeśli jest to jedno z tych dzieł Beethovena, w których efektowność trochę za mocno momentami nadgryza geniusz, złożoność i subtelność, to nie można odmówić Sonacie Kreutzerowskiej elektryzującej siły rażenia i mnóstwa urzekających barw. Nawet jak na tego kompozytora zakres emocji, ich zmienność i kontrastowość są dość silne, choć nie dzieje się to w sumie w typowo Beethovenowski sposób: nie jest to poważna, ostateczna, neurotyczna burza emocji, a raczej barwna gra jak najbardziej szczerych, ale utrzymanych w pewnych bezpiecznych ryzach emocji, jakby zainspirowanych , a nie, jak u Niemca często, przeznaczeniem i metafizyką. O ile pierwsza i najświetniejsza część jest jeszcze dość głęboko dramatyczna i można się po niej spodziewać, o tyle druga przynosi całkowity zwrot - jest pieszczotliwa, naiwna i delikatna jak pastorałka; ostatnia przynosi z powrotem intensywność, ale jest to intensywność pogodna i figlarna. W sumie byłbym skłonny nawet określić ten utwór jako dość kobiecy - jest trochę jak romantyczne powieści Jane Austen czy George Eliot.
Z formalnego punktu widzenia olśniewa intensywną relacją skrzypiec z fortepianem, która musi czynić ten utwór bardzo trudnym do wykonania. Dwa głosy rzadko się powielają, częściej kontrapunktują, nierzadko mocno oddalają od siebie, ale jednocześnie czuć bardzo silną ich zależność od siebie i precyzję, z jaką muszą wgryzać się w swoje wzajemne momenty; przypomina to trochę relację romantyczną dwojga ludzi, co poddaje mi jeszcze jeden powód do miłosnych aluzji, a obserwacja tych stosunków jest fascynującym przeżyciem samym w sobie w oderwaniu od emocji. Warto zwrócić uwagę również na częste zmiany agogiki i faktury: Beethoven często nagle (ale i łagodnie) wyhamowuje w środku pędu, ze szczególnym urokiem w ostatniej części, opatrzonej motywem wprost proto-impresjonistycznym. Piękna rzecz.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz