Lost Abbey: Ex Cathedra

Quadrupel / Bourbon BA / + skórka słodkiej pomarańczy, imbir, cynamon, wanilia madagaskarska, rodzynki / 12,5%

Siedem lat (z roczną przerwą) recenzowania piwa w moim poprzednim już miejscu zamieszkania koniec końców wygrał chyba kalifornijski browar Lost Abbey, w którym miałem okazję być i którego piw zrecenzowałem całkiem sporo jak na taką odległość i wysokie ceny. Co prawda nie stworzył najlepszego piwa, jakie piłem, ale stworzył wyjątkowo mnóstwo piw, które zajęły miejsce w dowolnie rozległym top kilkadziesiąt. Niech więc pierwszym ciężkim piwem, które piję na nowej kwaterze, będzie piwo z Lost Abbey właśnie. Obiecujące, bo quadrupel z mnóstwem fajowych dodatków, leżakowany w beczce po bourbonie. Inny quad z LA jest w moim ścisłym życiowym topie wszystkich quadów.


Piękna barwa lawirująca od ciemnej miedzy do ciemnego brązu. Piany w zasadzie brak. Intensywny aromat typowo spod znaku Lost Abbey, skoncentrowany chyba najmocniej na przyprawach i dodatkach, na czele z cynamonem, skórką pomarańczy i rodzynkami, ale niepozostawiający daleko w tyle również doznań quadowych (fenole, chlebowość, również rodzynki) i z istotną rolą beczki. Piękny. W smaku to piwo bardzo złożone; najpierw nacierają słodkie, wręcz świąteczne przyprawy, później wjeżdża słodowość spod znaku mocno przypieczonej skórki od chleba, od której zaczyna się kurs w stronę klimatów o dziwo wytrawnych, nawet jest tu całkiem ładnie zaznaczona goryczka. W ustach intensyfikują się też doznania waniliowe o korzeniach chyba bardziej beczkowych niż dodatkowych.





Pyszne, może nie tak intensywne i tak złożone jak potrafią być intensywne i złożone piwa z Lost Abbey, ale po raz kolejny pyszne. Zakochałem się w tym goryczkowym zwrocie kierunku, który uczynił zeń alternatywę dla post-bourbonowych słodziaków. Wspaniały dobór dodatków, wspaniała baza. Kocham.


8.5/10

Komentarze