Luca Giordano: "Apoteoza Medyceuszy"
Z wielu bardzo różnorodnych prac Luki Giordana najbardziej trafiło do mnie akurat to, które programowo jest malarstwem mało w moim typie. To bombastyczny, typowo barokowy, powietrzno-świetlisty fresk sufitowy z salonu Palazzo Medici-Riccardi z intensywnymi efektami świetlnymi, tłumem ciał ludzkich i tak zwanych ciał źwierzęcych, obłoków, putt i grubego patosu ku chwale Medyceuszy. Parę rzeczy go jednak wyróżnia z typowych dzieł tego pokroju. Po pierwsze nie jest to fresk sakralny, a mitologiczny, po drugie jest bardzo narracyjny (w opozycji do mniej lub bardziej swobodnie rozrzuconych lewitujących cielsk), a po trzecie istnieje sam w sobie: artysta stworzył na nim jego własną nadrealną rzeczywistość i uczynił w ten sposób czymś więcej niż tylko ozdobą sufitu.
Sama ścisła apoteoza Medicich mnie w tym wszystkim obchodzi najmniej: urzekają mnie najbardziej niekończące się, przenikające jedna w drugą sceny mitologiczne, odmalowane z wyobraźnią, za pomocą interesujących postaci i rekwizytów i z genialnie błyskotliwym zmysłem narracyjnym i planowym, dzięki któremu ma to taki nieskończony, zazębiający się, żywy i niezwykle dynamiczny charakter. Do tego należy dodać jasną, świetlistą i jednocześnie prawie pastelową gamę barwną na czele z beżami i żółcieniami, kontrastowanych przez bardzo jasny, szarawy błękit nieba i gdzieniegdzie plamy niebieskiego bardzo ciemnego. Nie tylko chmury, ale i postacie zdają się składać z powietrza. Dzięki temu wszystkiemu niektóre fragmenty, zwłaszcza te z Neptunem, Prozerpiną czy rzeką Styks mają niezwykłą dynamikę i działanie na wyobraźnię.
Po tych wszystkich pochwałach to ciągle zdecydowanie nie jest malarstwo w moim typie, ale doceniam i czerpię przyjemność.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz