Paolo Uccello: "Bitwa pod San Romano"
tempera na desce / 1435-1455 / Uffizi, Florencja
Twórczość Paolo Uccello jest pewnym wielkim paradoksem sztuki. Mowa jest bowiem o człowieku, który miał chorą obsesję na punkcie perspektywy zbieżnej, którą doprowadzał do totalnej, chciałoby się powiedzieć - nikomu niepotrzebnej - perfekcji. Naukowo potwierdzona jest nienormalna dokładność jego linii perspektywicznych i podporządkowania jej wielkości przedmiotów. Uccello kanonizował i wypieścił do maksimum tę cechę malarstwa europejskiego, która poprowadzi je do królestwa realizmu i iluzjonizmu. Wydawałoby się więc, że jego obrazy będą z duchem tej kilkusetletniej "epoki" realistyczne i iluzjonistyczne na wskroś. Ale nie - są tak odrealnione, tak dziwaczne i sztuczne, że wypatrują już czasów bardzo odległych, nawet Picassa. Najwspanialszym zaś jest moim zdaniem florencka część tryptyku Bitwy pod San Romano.
Mania perspektywy przeszywa ten obraz. Zaczyna się już od połamanych kopii na samym dole obrazu, które wyznaczają siatkę płaszczyzny i linie zbiegające do jednego punktu - kończy na samej górze, wśród dążących do siebie pól. Ale efektem nie są - jak często w świetnych renesansowych obrazach zaakcentowanych na perspektywę - głębia, przestrzenność, iluzjonistyczne wrażenie ciągnącej się w nieskończoność dali. Maniacka dbałość o doskonałość perspektywy dała efekt przestrzeni bardzo sztuczny i przez to obraz jest wręcz klaustrofobiczny! Pierwszy plan jest bardzo blisko i jest bardzo szczelnie zapełniony, a krajobraz w tle jest przedziwny - pozbawiony nieba, jakby zawijający w górę, jakby nie był realną przestrzenią, lecz jakąś tapetą, przed którą rozgrywa się bitwa. Na tym obrazie brakuje powietrza - przez ciasnotę i przez ten przewrotny efekt perspektywy. Jednocześnie jednak dzięki dużej liczbie prostych i krzywych długich linii obraz sprawia wrażenie monumentalne, bardzo rozległe (zwłaszcza za sprawą długiej poziomej brązowej kopii i wszystkich białych i czerwonych wspinających się w górę, co bardzo rozciąga optycznie wymiary deski) - ale nie głębokie.
A to tylko początek dziwaczności dzieła Uccello. Niezwykła jest jego maniera budowania obiektów, które wydają się mieć nienaturalnie mocno zaakcentowaną "brylastość". Zwłaszcza konie, ale żołnierze czy bronie niewiele mniej. Tak samo jak z perspektywą - Uccello tak uplastycznił, ubrylił te obiekty, że są w tym wręcz nienaturalne, jakby artysta przekroczył uprawnienia ludzkiego oka. Sprawia to, że te zwierzęta, ludzie i przedmioty wydają się figurkami wystruganymi z drewna albo ulepionymi z gliny. Stoją w miejscu, są zastygłe, nie ma w nich ruchu, naturalności życia. Jest jednak coś innego w zamian - ogromne zagęszczenie obiektów, przepyszny bałagan kopii, kusz, halabard, zbroi, pióropuszy, końskich pysków i zadów - wsparte przez gorącą chromatykę - sprawia, że scena posiada wciąż ogromną energię. Potencjalną zamiast kinetycznej, ciśnie się na usta.
Dalej wchodzi kolorystyka - nienaturalna, w zafiksowany sposób oparta na brązach i czerwieniach, ziemista, uproszczona, pozbawiona niuansów w poszczególnych obiektach, odległa nie tylko od nadchodzącego geniuszu weneckiego modelunku przestrzeni chromatyką i światłocieniem, ale nawet od wysmakowanej gamy zestawianych ze sobą barw szat postaci wielu przed-weneckich renesansowych dzieł. Również tutaj Uccello wyprzedza swoje czasy, stosując barwę często arbitralnie i nie dbając o realizm chromatycznej poświaty całej deski - kolor jest dla niego kolejnym narzędziem do stworzenia swojego osobnego świata.
Właściwie sporą część tego, co wymieniłem, można by zastosować jako zarzut. I z tego co wiem, to faktycznie zarzutów pod adresem Uccello w jego czasach było mnóstwo. Ale współczesność, znajomość i rozsmakowanie w malarstwie późnego XIX i XX wieku pozwala dostrzec w tych "dziwactwach" autora wybitność i wizjonerstwo, raczej nieświadome. Uccello stworzył odrealniony, sztuczny świat, rządzący się swoimi prawami, będący fascynującym, pół-krzywym zwierciadłem naszego świata. To on, nie Bosch, był pierwszym surrealistą - tyle że dużo bardziej dyskretnym, bo malował rzeczy realne, jedynie w sposób nadrealny, i to też nadrealny nieoczywiście.
Napisałem tylko część spostrzeżeń moich i zapewne tylko mały ułamek wszystkich spostrzeżeń możliwych, ale intelektualne przemyślenia już na bok. To jeden z tych obrazów, które działają na mnie na pstryknięcie palca - wystarczy, że na niego zerknę, i jestem urzeczony na jakimś poza-intelektualnym poziomie. Niewiarygodna, czysto wizualna siła przyciągania, której w pełni nie uzasadnię słowami i wcale nie czuję, żebym musiał.
Komentarze
Prześlij komentarz