Siergiej Rachmaninow: Preludia, Op. 23
1901-1903 / wykonanie: Vladimir Ashkenazy, 1975
Niedawno byłem niemiło rozczarowany trzecim koncertem fortepianowym Rachmaninowa, dziś jestem pozytywnie zaskoczony jego preludiami. Wydaje mi się, że na ograniczeniu do samego fortepianu jego muzyka sporo zyskuje, albo raczej traci to, co jej przeszkadza: nadmierny patos, presję na majestatyczność kompozycji i - o dziwo - nadmierne wykorzystywanie wirtuozerskich fragmentów. W pierwszym zestawie preludiów kompozytor bawi się nastrojami, stylistykami, środkami wyrazu. To zmienna lista, z momentami bardzo zamyślonymi, z momentami potężnymi, ale nawet w tych drugich utrzymana w ryzach introspekcji i subtelności. Bywa to bardziej romantyzujący impresjonizm niż romantyzm tout court, choć bywa też ekspresyjnie. W tej pierwszej kategorii najlepsze jest chyba pierwsze preludium, a w drugiej piąte. Bardzo mało jest typowej dla Rachmaninowa prawie niemożliwej do zagrania nawalanki po klawiaturze, zazwyczaj wirtuozeria jest tutaj subtelniejsza i bardziej celowa. Niektóre preludia, zwłaszcza w drugiej połowie, brzmią trochę jak zapychacze, ale całościowo to bardzo ładny set.
Komentarze
Prześlij komentarz