Gaspar Noé: "Wkraczając w pustkę"
2009
Mieszane uczucia. Z jednej strony jest to film wybitnie oryginalny i z bardzo trafną koncepcją: mroczny, psychodeliczny dramat o świecie narkotyków, przedstawiony w estetyce pełnej jaskrawych, neonowych świateł i barw i umieszczony w słynącym z takiej estetyki centrum Tokio, ze spektakularnie rozbitą chronologią i percepcyjną żonglerką. Wszystko to doskonale pasuje do tematu, a przez pierwsze pół godziny jest idealnym nośnikiem niepokojącej, brudnej atmosfery i wielkiego napięcia. Niestety po kulminacyjnym wydarzeniu (mającym miejsce po tym pół godziny) film staje się boleśnie przewidywalny i powtarza swój schemat kolejny i kolejny raz przez dwie godziny, nie mówiąc już nic ciekawego, nie przyciągając swoimi postaciami i donikąd nie zmierzając. Lub raczej chciałoby się, żeby donikąd, bo zmierza do kiczowatego, infantylnego zakończenia, będącego groteskową wariacją na temat "Odysei Kosmicznej" Kubricka, które utwierdza w przekonaniu, że efekt wizualny to u Gaspara Noé nie tylko początek, ale i koniec. A ja niestety utwierdzam się w przekonaniu, że w przypadku tego reżysera spory talent reżyserski trafił na dość niedojrzałą naturę. Mimo wszystko z pewnego punktu widzenia to bardzo imponujące kino z mocnym klimatem do pewnego momentu.
Komentarze
Prześlij komentarz