Pinta: Mini Maxi Mango

bezalkoholowe ale z mango i marakują / < 0,5% / do 26.03.2020 r.

Drugie podejście Pinty do piw bezalkoholowych to proste owocowe ale z pulpą z mango i marakui. W sumie taka oczywista próba (czym przykryć brzeczkowy charakter oprócz chmielu? owocami), a jednak nie spotkałem jeszcze bezalkoholowego piwa z pulpą z tropikalnych owoców. Liczę na coś bardziej oryginalnego i lepszego niż IPA. 


Widać, że nie żałowano pulpy - wygląda jak sok z owoców tropikalnych, jest mętne i gęstsze niż zwykłe piwo. Piana dość obfita, ale kiepskiej jakości, szybko znika. Zapach jest piękny, choć czysto owocowy - mango nie ma tu wcale więcej niż marakui, może nawet przeciwnie, choć jest ich mniej więcej tyle samo. W smaku również nieskończenie mangowe i marakujowe, z bardzo bardzo znikomym, ale wyczuwalnym wtrąceniem słodowym. Właściwie jakby bez chmielu - nie ma go w aromacie, nie ma go w postaci goryczki, ale jest to ok, bo piwo jest tylko delikatnie słodkie i kwaskowe. Bardzo smaczne, wchodzi jak woda albo lepiej.



Pyszniutkie. Formalnie to jedno z najlepszych piw bezalkoholowych jakie piłem, podium albo czwarte miejsce. Praktycznie... ha, i tu zaczynają się schody. Praktycznie to smakuje jak sok z mango i marakui z wodą gazowaną. Tak co najmniej w 90%, może 10% to wtręty odzbożowe, choć bardziej z 3-5%, wyczuwalne na dalekim finiszu. Dodając jeszcze do tego fakt, że prawie nie ma alkoholu, to właściwie piwem jest niemal czysto formalnie. Konkluzja: smakuje lepiej niż prawie wszystkie piwa bezalkoholowe, ale jest mniej potrzebnym na rynku produktem i mniejszym osiągnięciem niż kilka nie aż tak dobrych, które smakują jednak jak piwo.


7.0/10

Komentarze