Modest Mouse: "The Lonesome Crowded West"

1997

Jeszcze bardziej zbliżając światy indie rocka i post-hardcore'u, zbierając dużo więcej świetnych pomysłów naraz i odrywając się od inspiracji w zupełnie własnym kierunku, Isaac Brock zdołał wraz ze swoim zespołem nagrać album, który już nie tylko żyje jednymi z najładniejszych emocji i  najbardziej sugestywnych atmosfer w dziejach rocka, ale też komunikuje się z odbiorcą z precyzją najwyższej klasy. Nie trzeba rozumieć ani słowa, żeby wiedzieć doskonale, co Brock chce przekazać, sam zresztą jeszcze nigdy nie wgłębiałem się w te teksty. Narracja emocjonalna została doprowadzona niemal do perfekcji, a album jest poruszającą podróżą poprzez osamotnienie, niepokój, smutek, rezygnację, desperację, wściekłość, melancholię, ale też dziesiątki pragnień i tęsknot, a wszystko to na tle wyjałowionej konsumpcjonizmem i niepohamowanym rozwojem  miast i technologii atmosfery Ameryki.

Siła formalna albumu w bardzo małym stopniu opiera się na technice wykonawczej zespołu, która jest zupełnie nienadzwyczajna, w niewiele większym na klasycznie pojmowanej kompozycji piosenek (choć ta już czasem nadzwyczajna bywa). Opiera się przede wszystkim na głębokich zasobach pomysłowości Brocka, który śmiało i kreatywnie operuje kontrastami na wielu płaszczyznach (zwłaszcza rytmu, dynamiki i brzmienia), bez końca kombinuje z różnymi sposobami gry na gitarach (na czele ze znakiem firmowym zespołu, pobrzmiewającymi długim echem i rezonansem pojedynczymi dźwiękami, stwarzającymi wrażenie rozległych samotnych przestrzeni, czym cały album jest wręcz najeżony) i różnymi technikami własnego wokalu, jeszcze bardziej spektakularnie niż na poprzedniej płycie, bawi się wieloma inspiracjami i stylami, rozmaitymi metodami przełamuje piosenkowy format utworów, ma jakąś wizję i zdolności, by ją muzycznie realizować.

Najlepsze utwory na albumie można podzielić na dwie grupy, z których jedna to piosenki zbudowane na kontraście, zmianie, często na tyle rozbudowane, że zasługujące już na miano suity: to najbardziej emocjonalne momenty, bo te kontrasty są tu stosowane głównie w celu wyeksponowania i zintensyfikowania emocji. Utwory z drugiej grupy działają na odwrót - są horyzontalnie jednostajne, niepodzielne, hipnotyczne i dzięki temu stwarzają atmosferę drogi, podróży, którą emanują na cały album.

Do pierwszej zalicza się jawnie pierwszy i najmocniejszy punkt albumu, Teeth Like God's Shoeshine. To śmiała indie-hardcore'owa suita z bardzo ostrymi kontrastami w niemal każdym aspekcie - zmienia się, zwykle dramatycznie, dynamika, brzmienie, maniera wokalna Brocka, sposób traktowania gitar, rytm, agogika, faktura, emocje i atmosfera, a jednocześnie te zmiany mają swoją logikę i poszczególne części ładnie z siebie wynikają. Burza opresyjnych riffów i niemal rapującego wokalu przechodzi w delikatną, melancholijną piosenkę, którą ucina powolny, potwornie smutny walc z ciężkim elegijnym arpeggio, ten zmienia się w pełną osamotnienia, szepczącą rozmowę Brocka, gitary i ciszy, a cała operacja powtarza się jeszcze w różnych konfiguracjach. To jeden z intensywniej emocjonalnych utworów w historii rocka i jeden z najlepszych w historii Modest Mouse, lub po prostu najlepszy. 

Convenient Parking przeplata pełne suspensu, ale jednostajne zwrotki, w których Brock śpiewa odnamiętnionym głosem, a gitara brzdąka, z wściekle hałaśliwymi, ekspresyjnymi refrenami, w których Brock się wydziera, a gitara trzeszczy. W Lounge (Closing Time) kontrasty są wyjątkowo ciekawe i częste na płaszczyźnie rytmu, ale też w sposobie użycie gitar, niekiedy jednocześnie jedna chropowato brzdąka, a druga zawodzi rozpływającymi się w powietrzu pociągnięciami - wszystko to pozwala mocniej odczuć spowolniony finał utworu, jeden z najmocniejszych wyrazów osamotnienia na albumie. Rytm jest ważny też w zdesperowanym Doin' the Cockroach, intensywnym emocjonalnie accelerando i crescendo z ekscytującą pracą gitar i Brockiem w gwiezdnej formie wokalnej. Cowboy Dan, choć nie tak ciekawy muzycznie jak opener albumu, to Himalaje atmosfery i emocji od niezwykle sugestywnego lęku przez desperacką autoagresywną wściekłość aż po następujący po sprytnym przewrocie harmonicznym smutno-kathartyczny klimaks emocjonalny i punkt kulminacyjny albumu. Bardziej nawet niż finał hołubionego przez fanów Trailer Trash, formalnie dość banalnego na tle najlepszych momentów, chociaż emocjonalnie i klimatycznie fundamentalnego dla całości, grającego kontrastami brzmienia.

Do kawałków "drogi" wpada Heart Cooks Brain, hipnotycznie jednostajny utwór, w którym wszystkie głosy wydają się zogniskowane wokół jednego przynależnego im tonu, tylko nieznacznie drgając wokół niego, nie pozwalając sobie na wirtuozerię - nałożone na siebie tworzą jednak bardzo pociągającą, złożoną fakturę, której konsekwentna powtarzalność stwarza efekt przemierzania trasy. Podobnie działa to w Out of Gas czy Long Distance Truck, choć to już luźniejsze, mniej zobowiązujące kawałki, nie aż tak dobre, acz wyjątkowo przyjemnie zestawiające luz z ciągle obecnymi emocjami. Najbardziej "drogowym" kawałkiem jest Truckers Atlas, który już miesza jednostajność z pewną improwizacyjnością poszczególnych głosów, zwłaszcza gitary i perkusji (mimo stałego rytmu).

Standardowy problem Modest Mouse: spory kawał albumu to utwory zaniżające poziom i co więcej prawie wszystkie znalazły się w drugiej jego połowie, nie zostały zatem nawet rozłożone. Szczególnie boli końcówka, trzy zgrabne, ale mało interesujące utwory, w których zespół wali emocjami po oczach w sposób nieco banalny i oklepany. Cóż, jak się później okazało, Brock zawsze po cichu szukał komercyjnego sukcesu i słychać to nawet na jego najmniej komfortowym dla odbiorcy, najbardziej indiewidualnym albumie, na którym na krótko znajdował się w okolicy szczytów rocka.


8.0/10

Komentarze

  1. Dziękuję za polecenie tego albumu, jest świetny. Pierwsza piosenka jest wręcz zjawiskowa. Będziesz recenzował jeszcze inne albumy Modest Mouse? Z tego co zauważyłem na twoim RYM-ie ich następny album otrzymał ocenę maksymalną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć. Będę na pewno, ale niekoniecznie prędko. :) Otrzymał, ale to było bardzo dawno temu - w sumie to jeden z albumów, poprzez które rozmiłowywałem się w muzyce. Nie ma większych szans na utrzymanie tej oceny po recenzji, ale mam nadzieję, że nie zjedzie bardzo mocno. ;)

      Usuń
  2. Chciałem zapytać się Pana o opinię na temat innego zespołu robiącego podobną muzykę - Built to Spill. Osobiście kocham "Perfect from Now On" i myślę, że jest nawet nieco lepszy od albumu przedstawionego w niniejszej recenzji.
    P.S. Wszystkiego najlepszego w nowym roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parę lat temu bardzo mi się ten album podobał, bardzo bardzo - między innymi dlatego, że był najbardziej przypominającą mi rzeczą Modest Mouse, jaką poznałem. :) Przez te parę lat nie słuchałem, więc aktualnej opinii nie wydam. Dzięki, wzajemnie!

      Usuń

Prześlij komentarz