Johannes Brahms: Kwintet fortepianowy
Brahms jest tutaj at his most romantic, a klasycystyczne korzenie jego muzyki zostają ewidentne już tylko dla odbiorców, którzy bardziej niż trochę wyczuwają konstrukcję formalną utworu. Intensywność emocji w tym kwintecie sięga rozmiarów euforii lub rozpaczy, a ich zmienność - schizofrenii, tak jak u najbardziej bezkompromisowych kompozytorów-romantyków. Poza drugą częścią, błogą, spokojną i jednostajną (choć jednostajną bardziej w porównaniu z resztą niż tak po prostu), cały utwór jest huśtawką emocjonalną bardziej niż złożonym emocjonalnym krajobrazem. Faktycznie nie jest to najsubtelniejszy z utworów Brahmsa - ciężko odgonić wrażenie, że przesadza i za bardzo, za długo się rzuca. Ta huśtawka - czy bujająca się od dramatyzmu do sielskiej radości w najlepszym tu chyba Allegro, czy od niepokoju przez swawolę po uroczystą euforię w Scherzo, czy od tragizmu przez nadzieję po niedookreślone spazmy w części finalnej - jest jednak spleciona z takich niesamowitych melodycznie tematów i niekończących się, błyskotliwych i ledwo zauważalnych w formie, oczywistych tylko w nastroju zmian harmonicznych, że skłonny jestem tę niesubtelność wybaczyć.
Zwracano uwagę na symfoniczność tego utworu - faktycznie to jedna z najmniej kameralnych kameralnych kompozycji w dziejach, a już w kategorii "mniej niż 6" naprawdę nie znajdzie wielu konkurentów. Tu nie ma intymności praktycznie na sekundę, można wybierać między epickością mniejszych i większych rozmiarów. Zwracano też uwagę na równorzędność kwartetu smyczkowego i fortepianu i tutaj już się nie zgodzę - fortepian jest zdecydowanie głównym bohaterem, jest podmiotem, ma własny charakter i psychologię, podczas gdy smyczki malują piękne obrazy budzące emocje raczej niż zawierające emocje same w sobie.
Esencjonalnie romantyczny, zdecydowanie nie esencjonalnie brahmsowski, świetny.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz