Jean-Honoré Fragonard: "Czytająca dziewczyna"

olej na płótnie / 1776 / National Gallery of Art, Waszyngton

Fragonard był bez wątpienia jednym z najbardziej erotyzujących malarzy w historii sztuki i wśród dziesięciu jego najlepszych prac umieściłbym dziewięć takich, które faktycznie, mniej lub bardziej pośrednio, buchają erotyką. To jedno wyjątkowe byłoby jednak na pierwszym miejscu. Mistrz zmysłowych i namiętnych scen o różnym stopniu zakamuflowania (nierzadko prawie żadnym) paradoksalnie najbardziej zbliżył się do geniuszu płótnem, które jest erotyczne tylko na tyle, na ile będzie chciał odbiorca - samo w sobie niewinne.

Fragonard pozostaje też jednym z największych malarskich symboli rokoka i również na tej płaszczyźnie to płótno wyjątkowe w jego oeuvre. Z jednej strony jest wprawdzie rokokowe do cna, bo malarz wykorzystał tu techniki stylu w najlepszy możliwy sposób, natomiast pozbył się rokokowej atmosfery - bajkowej, frywolnej, swawolnej, skrajnie odciążonej, bezmyślnej i niepoważnej. Pozbył albo skrajnie strawestował, wysysając z niej lekkość, senność, powietrzność, miękkość, delikatność i kobiecość - zamiast jednak swawolnej, bezmyślnej fantazji osadził to wszystko w nastroju skupienia, ciszy, wręcz szczerej i autentycznej uroczystości. Nie ośmieliłbym się powiedzieć, że Fragonard doścignął Vermeera i zdołał wejść na pole metafizyki, malując zaledwie kobietę w scenie rodzajowej, ale waszyngtońska dziewczyna emanuje jakąś nadzmysłową aurą. Jesteśmy przekonywani, że ten moment, choć materialnie zwyczajny, ma w sobie coś znaczącego i ponadczasowego. 

Co dokładnie? To nie jest najważniejsze pytanie. Niech to będzie choćby i doniosłość obcowania z czystej wody dojrzałym dziewczęctwem; żaden przekaz, żadna wyrażalna słowami treść. Po prostu dziewczęcość fantastycznie uchwycona pomiędzy dziecinnością a kobiecością, z niewinnością tego pierwszego i z nieświadomym, ale widocznym i pęczniejącym potencjałem drugiego.


Ważniejszym pytaniem jest to, jak jesteśmy o tym przekonywani. Najbardziej oczywistą techniką hipnozy jest tutaj kompozycja. Dziewczyna siedzi w skrupulatnej, niewymuszonej wprawdzie i nie teatralnej, ale też wytwornej, uporządkowanej pozie, przepełnionej skupieniem i taktem, powtórzonej jeszcze i wzmocnionej przez kształt dłoni trzymającej książkę. Ma twarz eteryczną, a jednak skoncentrowaną, książkę trzyma niczym relikwię. Jest ukazana z idealnego profilu, co po połączeniu z poziomą linią podłokietnika i pionową linia ściany (osadzającymi w pewnym porządku eteryczne kłębowisko sukni, poduszki i włosów) rodzi pewną geometryczną podniosłość. Nic jednak nie przyciąga wzroku do tego płótna i nie przekonuje o magii zatrzymanej na nim chwili tak, jak jego największy walor formalny - koloryzm i genialna zdolność Fragonarda do oddawania materiałów przedstawionych w sposób bardzo malarski i liryczny, a jednocześnie spektakularnie iluzoryczny.

Paleta jest w miarę skromna, ale olśniewająco błyskotliwa. Cytrynowa żółć sukni to czyste piękno, zaś znakomicie pomyślane zestawienie jej z różowawo-fioletową poduszką i wstążkami oraz ciemnym, nieokreślonym tłem, wydobyło z niej potencjał eksplozyjny. Płótno Fragonarda jest rozkoszą już jako czysta gra barw. Ale na samym szczycie są ostatecznie nawet nie kolory, ale pociągnięcia pędzla i czarnoksięskie, niewiarygodne panowanie nad odcieniami, które czynią poduszkę, suknię, twarz i włosy skrajnie realnymi bez najmniejszego grama hiperrealizmu. To połączenie iluzji i poezji w arcymistrzowskim wydaniu. W niewymuszone, lekkie, rokokowe, wijące się, spontaniczne pociągnięcia pędzla, mieniące się dziesiątkami odcieni, mógłbym wpatrywać się długo.

Fragonard miał niesamowity talent, który trochę ograniczała epoka i miejsce, w którym przyszło mu żyć, nawet jeśli sam był jednym z książąt tej epoki i czuł się w niej na pewno rewelacyjnie. Nie jestem jakimś wrogiem francuskiego rokoka, przeciwnie, w odpowiednim nastroju bardzo je lubię, natomiast tak magiczny pędzel jest godny czegoś więcej. Opuszczając wyperfumowaną atmosferę tej epoki tylko na chwilę i nie odchodząc zbyt daleko, Fragonard zbliżył się do panteonu - co by było, gdyby podejmował intymne tematy częściej, gdyby zgłębiał coś więcej niż dziewczęcość? Być może, że nie byłoby nic, bo to w rokokowych klimatach czuł się idealnie i być może inne zabiłyby jego talent, ale chciałbym się przekonać.


8.5/10

Komentarze