George Grosz: "Niemcy - Baśń Zimowa"
olej na płótnie / 1919 / miejsce przechowywania nieznane
W tym dość wczesnym dziele George Grosz nie był jeszcze takim mistrzem ponurej satyry na swój kraj jak później, ale też z drugiej strony Republika Weimarska, której posępną, złowieszczą atmosferę znakomicie oddawał, dopiero się formowała. Wybrałem ten obraz, bo już niezła satyra (zwłaszcza centralna postać tępego, zadowolonego z siebie, skupionego na konsumpcji i ślepego na otaczającą go, drapieżną rzeczywistość przedstawiciela burżuazji; dosadnie wyszedł też obślizgły, trupożerczy ksiądz i gruboskórny nauczyciel; dużo lepiej Grosz parodiował natomiast później wojskowych) spotyka się tu z wyjątkową intensywnością kubistyczno-kolażowej techniki artysty, która później wcale nie była już oczywistością. Jednoczesne zastosowanie różnorodności perspektyw, przenikania się poszczególnych wycinków rzeczywistości i kolażowy sposób ich prezentacji dało dzieło gęste, wyraziste, pozytywnie krzykliwe, paradoksalne - forma idealnie nadaje się do zareklamowania jakiegoś kraju lub regionu, sprzyja afirmacji, ale treść przewrotnie jest brutalnie krytyczna. Myślę, że tylko przez fakt zaginięcia to nie jest jedno z najbardziej znanych dzieł Grosza.
Mam pytanie odnośnie malarstwa i innych dziedzin na blogu. Ile czasu poświecasz na analizę obrazu? czy wysłuchanie koncertu muzyki klasycznej? Do tego dochodzą też filmy czy książki, jak na to znajdujesz czas? Do tego jeszcze tak rozbudowane merytorycznie treści. To imponujące. Chyba musisz trzymać się konsekwentnie swojego grafiku:)
OdpowiedzUsuńObrazy idą najszybciej - jako jedyne ze wszystkiego nie są rozciągnięte w czasie :) Ile się wpatruję w jeden, zanim siądę do pisania, to zależy od obrazu - czasem wystarczy 10-15 minut, choć rzadko tak mało. Pisanie o danym obrazie to pewnie zwykle mniej więcej drugie tyle, ile się wpatrywałem. Muzykę, poza wyjątkowo długimi dziełami, przesłuchuję dwa razy. Najbardziej czasochłonne są relacje z podróży, nawet te z wrocławskich (no, może poza książkami podchodzącymi pod 1000 stron). Trzeba jechać, pochodzić, ułożyć sobie to w głowie, zrobić selekcję zdjęć, przemyśleć układ wpisu, spróbować postawić jakiś motyw przewodni.
UsuńChyba można powiedzieć, że jestem stosunkowo konsekwentny. Chociaż nie jakoś znowu demonicznie: nie ustalam sobie, że we wtorki zgłębiam malarstwo, w środę czytam książkę, w czwartek słucham muzyki i tak dalej. Kiedyś próbowałem, ale czułem, że to niezdrowe. Ot, staram się w każdym tygodniu poświęcić trochę czasu na wszystkie cztery sztuki; jak mam czas, to jadę penetrować Wrocław, jak mam urlop i nie mam pandemii, to jadę penetrować coś dalszego (już za 2 tygodnie!), a jak mam zdrowie, to piję coś fajnego :)
Skończyłem osiem tomów „Malarstwa Białego Człowieka”. Dzięki temu blogowi. Niesamowite, jak tego dokonałeś. A było tak. Trafiłem przypadkiem na Twoje wpisy znajdujące się jeszcze na innym blogu dot. piwnych stylów. Nie pamiętam nazwy. Kopyra, choć go lubię, przestał wystarczać, a świat piw mnie zafascynował i niezmiennie to robi. Dlatego lubię o piwach czytać. Można powiedzieć, wiedza uszlachetnia smak.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, zaintrygowało mnie, że ktoś połączył alkohole, filozofię, podróże (czy nawet ostatnio giełdę – moja inna pasja), i in. w jednym miejscu. Wszystkie te tematy były mi bliskie, poza malarstwem i muzyką klasyczną. Za sprawą tego miejsca, zacząłem czytać i wpatrywać się w obrazy, żeby zrozumieć. I tak małymi krokami coraz dalej i dalej, aż padła decyzja, żeby kupić Łysiaka (nawiasem mówiąc, zafascynował mnie jako osoba, nie poglądami, lecz podejściem, dystansem, swadą, przenikliwością, itd.). Dodatkowo przeczytałem kilka jego innych książek, ot taki bonus. Nie chcę się do niczego zmuszać, idę powoli, ale z przyjemnością, bo czuję potrzebę i zarazem satysfakcję, że mogę obcować z tego rodzaju tematyką – poglądami, nurtami, koncepcjami, teoriami, wszystkim tym, co kształtowało naszą cywilizację. Jeśli chodzi o malarstwo, uważam, że nie da się chyba w pełni docenić i zrozumieć dzieła, bez wiedzy, otoczki, kontekstu, żartu. Dlatego dzięki m.in. Twoim wpisom i obrazom zacząłem to sobie jakoś układać i wciągać się. Podobnie jest z innymi tematami, chociażby muzyką klasyczną, ale tu nawet nie wiem, od czego zacząć, chociaż czytam każdy wpis a potem słuchając, próbuję uchwycić, czym ta muzyka jest. Stąd moje wcześniejsze pytanie, czy po prostu siadasz i słuchasz dwugodzinnego koncertu, czy najpierw o nim czytasz. Bo nie chcę robić niczego na pokaz, byłaby to strata czasu i bez sensu. O ile np. Koncerty Brandenburskie Bacha mnie urzekły, o tyle za cholerę nie czuję Edwarda Griega czy chociażby jednego z ostatnich wpisów dot. opery Händela „Ariodante”. Być może to jeszcze nie ten etap albo po prostu potrzeba wyrobienia, albo nie każdy ma predyspozycje. Pytałem o ten czas, bo opery czy koncerty nie są krótkie, musisz przeznaczać na nie noce :)
Nie przedłużając, lubię Twój blog, lubię to miejsce, lubię ten sposób podawania informacji i to jak patrzysz na świat, próbując go jakoś zrozumieć. Fajnie usiąść wieczorem przy trapistycznym piwie lub destylacie, odpalić Twój blog i poczytać. Nie tylko świeże wpisy, ale całokształt. A potem zgłębiać po swojemu.
To najmilsze i najbardziej satysfakcjonujące słowa, jakie przeczytałem od dłuższego czasu. Fakt, że chociaż jedną osobę, w dodatku nieznajomą, skłoniłem do zainteresowania się malarstwem, mógłby mnie obłożyć satysfakcją na całe lata, bo prawdę mówiąc nie spodziewałbym się, ale postaram się go wykorzystać raczej jako dodatkową motywację do dalszej pracy. To naprawdę niesamowite, zwłaszcza że prawdopodobnie żadna dziedzina, którą tu roztrząsam i siłą rzeczy propaguję, nie ma we współczesnym świecie takich problemów z popularnością co muzyka poważna i malarstwo. A wizja, że ktoś wieczorem przegląda mojego bloga przy dobrym trunku, jest poezją dla mojej duszy :) Dziękuję!
UsuńJeszcze co do muzyki, to myślę, że najważniejszą robotę robi zwyczajne osłuchanie. To nie będzie jakiś snobizm, tylko stwierdzenie faktu: muzyka poważna jest po prostu na ogół znacznie bardziej skomplikowana niż popularna, dużo bardziej zniuansowana i intelektualna, wymagająca większego skupienia. Trzeba się poniekąd nauczyć słuchać na nowo, żeby ją w pełni doświadczać. Sam się ciągle uczę.
Opery to z pewnego punktu widzenia najtrudniejsze rzeczy do słuchania, jakie istnieją - nawet te, w których muzyka nie jest wybitnie trudna czy oryginalna. Może nawet zwłaszcza te. Trzeba pamiętać, że "słuchanie opery" to pomysł XX-wieczny - wcześniej operę się oglądało i słuchało. To nie jest jakąś regułą, ale często sama muzyka z opery w oderwaniu od niegdyś immanentnego dla niej przedstawienia jest na tyle niesamodzielna, że nie wiadomo, jak się do niej zabrać. Długość tu oczywiście nie pomaga.
Znaczną większość muzyki, którą teraz opisuję, słyszałem już przed laty i wiem, czego się spodziewać. Czasem przeczytam coś o dziele przed przesłuchaniem, ale raczej nie więcej niż parę zdań. Przeczytałem już w życiu dość sporo tekstu o muzyce, więc najczęściej to takie szybkie odświeżenie sobie tematu.