Manoel de Oliveira: "Francisca"

1981

Sądziłem, że to enigmatyczne dzieło skończy w moich oczach podobnie jak inny film Oliveiry, Dolina Abrahama - jako szansa na piękny, liryczny film, zmarnowana karygodnym, nienormalnym przegadaniem. A jednak jest bardzo udany i bardzo niezwykły, mimo że faktycznie zalany literackim tekstem. Tekst jednak nie ma tu swojego tradycyjnego znaczenia - jest raczej elementem całości konwencji, a konwencja ta jest świetna. Reżyser niejako wywlókł na lewą stronę jeden z najbardziej sztampowych gatunków filmowych - melodramat z epoki. Wykreował przedziwny, arcysztuczny, wywleczony na lewą stronę świat, w którym ludzie są jak postacie z obrazów - sztywni, zastygli w pozach - i wypluwają z siebie beznamiętnie literacki tekst (w dodatku "kunsztownie przeintelektualizowany", interesująco pretensjonalny), oszczędzając sobie mimiki i emocjonalnych ruchów, podnoszą nienaturalność do rangi sztuki. Ich postawa jest jeszcze dziwniejsza w XIX-wiecznym arystokratycznym świecie wymyślnych, wybujałych wnętrz, strojów, fryzur i konwencji - dziwniejsza drogą kontrastu. Do tego wjeżdża trochę zaburzeń integralności czasoprzestrzennej diegezy (jak subtelnie powtarzające się fragmenty scen z różnych perspektyw), wybitnie ekscentryczne użycie muzyki (albo śmiertelna cisza, albo ostro kontrapunktujące obraz fragmenty muzyki współczesnej jak z horroru), a przede wszystkim niezwykłe zdjęcia, pełne nienormalnych ilości cienia, często przypominające barokowe obrazy. Sumarycznie daje to pozornie realistyczny (tzn. pozbawiony elementów fantastycznych) melodramat kostiumowy o atmosferze horroru psychologicznego i ostrej nierealności. Jest niestety dość męczący, wręcz nieprzyjemny, ale naprawdę fascynujący. Mogę go kiedyś ocenić istotnie wyżej.



7.0/10

Komentarze