Dimitri Kirsanoff: "Ménilmontant"
1926
Przyjemny kompromis pomiędzy onirycznymi, surrealistycznymi, eksperymentalnymi kolażami lat 20. a kinem fabularnym, aczkolwiek moim zdaniem jednak kompromis nieco zgniły. Bardzo szanuję próbę przełamania konwencji tradycyjnej narracji, rozmazania biegu wypadków, zdestabilizowania tempa, wprowadzenia elementów snu i wspomnień - niby wychodzi. Szanuję też nadanie onirycznej formie nieco treści, konkretu, w tym przypadku dramatu wybitnie gorzkiego jak na tamte czasy kina - niby też wychodzi. Ale w porównaniu z domniemanymi źródłami Kirsanoffa - najlepszymi filmami fabularnymi lat 20. i kolażami René Claira, Man Raya czy Fernanda Légera - to obok tych pierwszych Ménilmontant jest fabułą lichą i średnio angażującą, a obok tych drugich jest filmem bardzo powściągniętego polotu. Nie można powiedzieć, że twórca wziął z tych dwóch światów to, co najlepsze. Wziął trochę dobrego, stracił trochę dobrego - wyszedł film niezły.
Komentarze
Prześlij komentarz