Ken Russell: "Diabły"
1971
Zaczynając od pozytywów: bez wątpienia to jeden z najbardziej oryginalnych filmów w historii. Drapieżnie intensywny i radykalny zarówno na obszarze treści, jak i formy; przepełniony szaleńczą wibracją, wymyślną estetyką, brutalnym parciem naprzód. Przepełniony obrazami, których nie powstydziłby się Jodorowsky, ekspresją, której nie powstydziłby się Żuławski, a nawet czarnym humorem, który odnalazłby się w filmach Monty Pythona. Formalnie usnuty na dość wymyślnych zdjęciach i świetnym, wartkim, symbolistycznym i psychodelicznym montażu. Wzmocniony rozpasaną scenografią Dereka Jarmana i znakomitą, schizofreniczną muzyką Petera Maxwella Daviesa. Perełka?
Trochę perełka, ale taka, którą zostawię raczej innym, zdolnym przejść obojętnie nad tymi aspektami, które dla mnie skreślają film jako naprawdę udane dzieło sztuki. Ciężko mi momentami było znieść jego absurdalność, która częściej niż raz na jakiś czas przeradza się w bezmyślność, bałagan i absmak. Ciężko mi było znieść jego niezgrabną niekiedy sztuczność i histeryczną przesadę. W paru miejscach sprawia to wrażenie raczej dziecinady ku uciesze żądnych sensacji niż dojrzałej sztuki. Wszystko to mocno spłyca dla mnie zawartą tu i w sumie potencjalnie niezłą satyrę na religijną hipokryzję, religijny obłęd i religijny fanatyzm. Nie dość jednak tamtego, bo jeszcze szybko treść staje się podana na tacy w skrypcie odbierającym widzowi przywilej odczytu dzieła filmowego bez łopatologicznego tekstu. Jestem pod sporym wrażeniem, ale było blisko, żeby moje wszystkie "ale" to wrażenie zniweczyły. Mimo wszystko oceniam pozytywnie i polecam, naprawdę jedyny w swoim rodzaju.
Jednak nie taki jedyny w swoim rodzaju, bo dekadę wcześniej Polacy nagrali podobny, może i bardziej kameralny, ale wciąż lepszy film - "Matkę Joannę od aniołów" Kawalerowicza.
OdpowiedzUsuńTematyka istotnie podobna, żeby nie powiedzieć ta sama, ale podejście do sztuki filmowej zupełnie inne niż postmodernistyczna, groteskowo wariacka konwencja Russella.
Usuń