Grabiszynek. Utajona harmonia miasta
Grabiszynek, który nie do końca istnieje. Na mapie geodezyjnej Systemu Informacji Przestrzennej nie ma go w ogóle, a w jego miejscu jest po prostu Grabiszyn. Na mapach Systemu Informacji Miejskiej granica między tymi osiedlami o pokrewnych nazwach jest wytyczona w oderwaniu od historycznej rzeczywistości. Administracyjnie mamy jedno osiedle Grabiszyn-Grabiszynek. Przez podobieństwo tych dwóch nazw i przez te nieścisłości Grabiszynek w świadomości wielu mieszkańców zatracił odrębność i wielu wrzuci go do jednego worka z Grabiszynem. Moim zdaniem niesłusznie, bo choć łączy je więcej niż nazwa, to są to osiedla o zupełnie odmiennym charakterze.
Kiedyś Grabiszynek faktycznie był częścią Grabiszyna - jego południowymi, pustymi terenami. Tak jak cała wieś Gräbschen, zostały one przyłączone do Wrocławia w 1911 roku. Już w latach 30. powstała tam jednak nowa zabudowa i de facto nowe osiedle.
Jego niepodważalne granice są następujące: wzdłuż ulicy Racławickiej Grabiszynek graniczy z Krzykami, wzdłuż nasypu kolejowego między Racławicką a Hallera z Borkiem, wzdłuż Ślęzy z Oporowem; punktowo styka się z Gajowicami. Natomiast rozdział między Grabiszynkiem a Grabiszynem zgodnie z historią i zdrowym rozsądkiem biegnie wzdłuż alei Hallera i alei Romera, przy czym ta druga nie jest drogą ruchu samochodowego, a boczną pieszą aleją Parku Grabiszyńskiego. Sprawia to, że Grabiszynek z Grabiszynem graniczy zarówno na północy, jak i na zachodzie - niejako wrzyna się w Grabiszyn - i łatwo można by faktycznie traktować je łącznie. Ja wolę osobno. Przemysłowo-robotniczy, intensywnie miejski, głośny, ruchliwy Grabiszyn z dużymi budynkami i senny, mieszkaniowy, spokojny Grabiszynek zdominowany przez domki jedno- i wielorodzinne to dwie różne sprawy. Nawet zieleń miejska na jednym jest pełna rozmachu, a na drugim kameralna.
Dlaczego Grabiszynek jestem skłonny uznać za jedno z najlepszych, jeśli nie najlepsze osiedle we Wrocławiu na urządzenie sobie życia? Odpowiedź brzmi dość prosto: jest tam bardzo ładnie, jest tam bardzo spokojnie i w końcu jest tam wciąż miejsko - tylko że miejsko na spokojnie. Szczególnie północne terytorium osiedla ma bardzo dobrą komunikację z centrum, a nawet ze wschodem i zachodem miasta.
Spokój wynika z niskiej, nie za gęstej zabudowy, wśród której przeważają poniemieckie domy, ale jeszcze bardziej ze specyficznego ułożenia na mapie, które czyni z Grabiszynka swoistą enklawę. Od zachodu osiedle chroni Park Grabiszyński i rzeka Ślęza, a od wschodu nasyp kolejowy, wzmocniony jeszcze pasem ogródków działkowych. Północna granica to wprawdzie skrajnie ruchliwa aleja Hallera, a południowa - również nieprzeciętnie ruchliwa ulica Racławicka. Ale to już wszystkie ruchliwe ulice osiedla. Pomiędzy nimi panuje niewzruszony spokój, bo nikt poza mieszkańcami nie ma potrzeby wjeżdżać na osiedle z tych ulic. Wydaje mi się, że przejechanie przez Grabiszynek na wskroś jest obecnie możliwe, ale jeśli nawet, to przez liczne ślepe uliczki i progi zwalniające tak powolne, że prościej osiedle okrążyć. Nie ma tu też ważniejszych centrów usługowych ani zabytków, które ściągałyby okazjonalnych gości. Dodatkowo przez środek osiedla, na całej długości, biegnie długi i gruby pas zieleni, który tylko formalnie nie ma statusu parku.
I w końcu kwestia estetyczna. Na Grabiszynku nie ma wprawdzie chyba ani jednego budynku czy budowli, które byłyby naprawdę imponujące, fascynujące czy przepiękne. W tej kwestii osiedle jest bez startu do willi na Borku, Krzykach, Karłowicach czy Zalesiu. To po prostu dość prozaiczne poniemieckie domy, ale w większości niezwykle zadbane i klimatyczne. A ponadto stojące przy klimatycznych, ciasnych ulicach i uliczkach, z których zwłaszcza ulica Odkrywców mnie urzeka - wybrukowana kostką, otoczona przez szpaler bardzo starych drzew, chyba akacji, o baśniowych korzeniach. Uroku dodaje okolicy kilka prywatnych, uroczych sklepów spożywczych w pawilonach, wyjętych jakby z poprzedniej epoki.
Osobną atrakcją jest Aleja Wędrowców - długi deptak biegnący od ulicy Ojca Beyzyma aż do Parku Grabiszyńskiego, wzdłuż którego wiosną żółcą się żonkile.
Mój cichy zachwyt tym pozornie niezachwycającym miejscem dotyczy przede wszystkim północnej części osiedla, ale południowa, gdzie dominuje już polska zabudowa (przy Racławickiej rozrastająca się nieco za gęsto), również jest bardzo przyjemna. Na czele z rozczulającą mnie za każdym razem, ukrytą przed światem pętlą autobusową przy Blacharskiej (choć to akurat jeszcze niemiecki fragment).
Ale najładniejsza na Grabiszynku jest jednak zieleń, a dokładnie półtorakilometrowy pas zieleni wzdłuż rzeczki Grabiszynki, który ciągnie się od południowo-wschodniego rogu osiedla (styku z Krzykami i Borkiem) aż do Parku Grabiszyńskiego na zachodzie, należącego do Grabiszyna. Dla niektórych ten pas zieleni jest zresztą częścią lub kontynuacją Parku Grabiszyńskiego, ale oficjalnie nie ma takiego statusu. I ja uznaję go jako osobną sprawę, bo choć płynnie łączy się z parkiem, to ma inny od niego klimat, a gdyby uznawać je za jeden park, to byłby to park o kształcie wyjątkowo nieregularnym.
Ten pas zieleni nie ma więc żadnej nazwy (choć jest wpisany do rejestru zabytków - to założenie jeszcze z czasów niemieckich), ale gdyby rozpatrywać go w kategoriach parku, byłby jednym z moich ulubionych we Wrocławiu. Rozpoczyna się na południowym wschodzie od tzw. Górki Skarbowców, zwanej również Małą Sobótką i Górką Miłości. To sztuczny nasyp z końca XIX wieku, wznoszący się na 12 metrów wybitności. Abstrahując od tego, że każde wzniesienie w płaskim Wrocławiu jest na wagę złota - a z tego rozciąga się bardzo przyjemny, rozległy widok na północ - to bardzo niezwykła jak na to miasto jest porastająca go przyroda. Dominują tu sosny, i to bardzo okazałe, przez co całość ma wręcz delikatnie nadbałtycki vibe.
Pasem można przejść do Parku Grabiszyńskiego dwiema równoległymi ścieżkami w otoczeniu drzew. Pomiędzy nimi znajduje się po prostu rozległa połać trawy. Po drodze przecinamy jedynie dość spokojne ulice Beyzyma i Odkrywców (pomiędzy nimi połać trawy jest siłą dwóch starych bramek mianowana boiskiem, choć chyba tylko raz trafiłem tam na coś na kształt meczu). Nie ucieka się tu od cywilizacji, po obu stronach bezustannie widoczne są domy, ale spokój, przestrzenność i luz w tym miejscu są wspaniałe.
Jakby komuś tego było mało, to do Grabiszynka należy jeszcze mój ulubiony fragment wałów nad Ślęzą, z którego można dostrzec majestatyczny pomnik na wzgórzu Cmentarza Żołnierzy Polskich.
Czy są jakieś wady, które czułbym się w obowiązku wskazać, gdybym doradzał komuś miejsce do zamieszkania we Wrocławiu? Dla niektórych będzie to brak większych sklepów, ale są tuż-tuż na sąsiednich osiedlach. Podstawowa "wada" jest chyba taka, że na Grabiszynku - w tej jego najprzyjemniejszej części, w bliskości jego bezimiennego parku - nie powstaje i chyba już nie powstanie żadna inwestycja mieszkaniowa, a właściciele domków są pewnie do nich dość mocno przywiązani, więc nie tak łatwo byłoby tu coś kupić. No i niska zabudowa utrudnia osiągnięcie imponującego widoku z okna. Na wstępie musiałbym też podkreślić, że nigdy na Grabiszynku nie mieszkałem, więc być może nie jestem świadom jakichś ukrytych wad. Jest za to dodatkowa zaleta - Grabiszynek jest otoczony samymi bardzo przyjemnymi osiedlami, więc chyba wiele lat zajęłoby tu przerobienie do znudzenia wszystkich koncepcji spacerowych.
Komentarze
Prześlij komentarz