Simon Vouet: "Żona artysty Virginia da Vezzo jako Magdalena"

olej na płótnie / 1627 / Los Angeles County Museum of Art, Los Angeles

Simon Vouet jest podobno postacią nieocenioną dla francuskiego malarstwa: po latach kształcenia się i działalności we Włoszech wrócił do Francji na białym koniu i wyprowadził mierną do tej pory sztukę tego kraju na wyżyny. Pewnie tak: faktycznie przed XVII wiekiem chyba nic szczególnie ciekawego we Francji nie powstało, a Vouet dobrze przyswoił sobie włoskie wzorce, był dobry warsztatowo i zawsze poprawny, więc można się było od niego uczyć. Kto wie, kogo z późniejszych świetnych Francuzów byśmy bez niego stracili.

Ale już z dorobku Voueta wybrać choć jeden obraz, który byłby naprawdę wybitny albo chociaż interesujący, było mi szalenie ciężko. We włoskim okresie jego życia dominują portrety i układy w Caravaggiowskim stylu, tyle że straszliwie zmiękczonym, złagodzonym, rozmemłanym wręcz i odessanym z geniuszu światłocienia Włocha. Po jego powrocie do Francji i otrzymaniu sowicie płatnej roboty u Ludwika XIII przeważają natomiast jeszcze bardziej mdłe sceny biblijne i mitologiczne w stylu francuskiego baroku, czyli - w uproszczeniu - baroku bez tego, co w nim lubię, a ciągle z tym, czego w nim nie lubię.


Moją uwagę najsilniej przykuł ten oto obraz, namalowany w roku granicznym, kiedy Vouet wrócił z Włoch do Francji i osobliwy, bo przedstawiający Marię Magdalenę, do której pozowała sama żona malarza. Jest tu Caravaggiowski efekt świetlny, ale użyty nieco inaczej, bez kontrastu z mrokiem, a z jasnością mniej nasiloną i jakoś mniej pretensjonalnie to wypada u Voueta, zarazem wystarczając do nadania postaci pewnej przebojowości. Najbardziej przyciągnął mnie jednak niezwykle zmysłowy i uwodzicielski gest postaci, niedbale przeciągającej włosy w nieładzie po półodsłoniętej piersi, subtelnie wyeksponowanej i o przyciągającej, jasnej skórze. Gest połączony z nie lubieżnym, ale i nie niewinnym uśmieszkiem. Niestety po uważniejszym oglądzie jest to w zasadzie płótno tak samo nudne jak cały Vouet - do głębokiego bólu poprawne, wręcz kunsztowne, ale niemające w sobie nic artystycznie charyzmatycznego. Tło nie koresponduje z postacią, kolorystyka jest arcynudna, kompozycja zwyczajna, a zmysłowość Magdaleny zbyt powierzchowna, interesująca na pół minuty. Dla mnie Simon Vouet zostaje w książkach o historii malarstwa i się z nich nie rusza.


5.5/10

Komentarze