Molier: "Mizantrop"
Nie wiem, jak jest teraz, ale za moich lat szkolnych krzywdziło się uczniów podstawianiem im pod nos "Świętoszka" nie zapoznając z "Mizantropem". Uczniów i Moliera - bo dopiero poznawszy tę drugą sztukę, poznaje się świetność francuskiego autora. "Mizantrop" jest, jeśli chodzi o sam komizm, może na poziomie minimalnie niższym, ale na wyższym we wszystkim innym. Rzecz tkwi zwłaszcza w nieporównywalnej złożoności głównego bohatera, jednoczesnej satyrze i pochwale jego portretu psychologicznego. Tym razem nie mamy jednej głównej złej cechy wyolbrzymionej w jednej teatralnej postaci, lecz... szereg pozytywnych cech w żywym człowieku, które przez brak umiaru stają się swojego rodzaju wadami. To eksplozja wielowymiarowości. Jak Tartuffe oczywisty, tak Alcest niejednoznaczny - od początku do końca nie wiemy tak naprawdę, jak go sądzić.
Walory komiczne, inteligencja dowcipu, wartkość akcji, wszystko to nie traci na jakości. Na koniec natomiast Molier przemienia się w tragikomika, czyli być może najlepszego recenzenta rzeczywistości. I ten finał to jedno z najważniejszych zdarzeń w historii teatru.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz