Jean-Auguste-Dominique Ingres: "Portret pana Bertin"
Ten na pierwszy rzut oka mało pociągający obraz - portret starego, otyłego, śmiertelnie poważnego mężczyzny w dość realistycznym stylu i ubogiej kolorystyce - to jeden z lepszych portretów w historii malarstwa. Niekoniecznie portretów jako obrazów, bo czy to kompozycyjne, czy to kolorystyczne, czy to emocjonalne walory płótna faktycznie nie są wystrzelone w kosmos, ale portretów jako portretów, psychologiczno-estetycznych ujęć danego człowieka.
Osobowość wylewa się z obrazu, a co musi być źródłem poklasku dla Ingresa, wraz z nią cechy pozornie ze sobą kolidujące. Bertin, magnat prasowy i mecenas sztuki, jest tu jednocześnie stary i powolny, a jednocześnie pełen niezwykłej energii i witalności; poważny, doświadczony, surowy, ale nie niesprawiedliwy ani niemądry i nie pozbawiony człowieczeństwa, bynajmniej. Ociężały, niespieszny, lecz przedsiębiorczy i sprawny. Przede wszystkim: pewny siebie i potężny, świadomy swojej pozycji i umiejętności. To uniwersalny portret, choć nie tak łatwo poznać ten typ ludzki w prawdziwym życiu jako na swój sposób wybitne i rzadkie finalne stadium rozwoju świetnego biznesmena i człowieka idei w jednym. Sam miałem okazję zetknąć się raczej z niepełnymi przykładami, ale nawet na nich poznałem specyfikę "Bertinów", tego jedynego w swoim rodzaju typu człowieka, i ze zdumieniem odkryłem, że ma w sobie coś bardzo interesującego.
Wiele mimo wszystko znakomitych portretów przemawia tylko lub prawie tylko twarzą: portret Ingresa przemawia całym ciałem portretowanego. Jest oczywiście twarz: naznaczona czasem, jednocześnie niewzruszona i lekko zniecierpliwiona, pełna wyższości i doświadczenia, ale z błyskiem w oku, skrywająca mnóstwo dobrze poukładanych myśli. Ale niewiele mniej mówi choćby postura, rewelacyjnie przez Ingresa trafiona po długim czasie poszukiwań: poza władcza, kipiąca pewnością siebie, nieuznająca ograniczeń, lecz też na swój sposób kordialna. Ciało potężne, masywne, co potęguje ciasno opinający mężczyznę surdut. Ubiór z jednej strony elegancki, z drugiej daleki od przyciągania uwagi i dopracowania w każdym calu, raczej mający swoje lata, nieco pognieciony, fryzura chaotyczna: a więc z jednej strony klasa i powaga, z drugiej dostojna świadomość zaawansowanego wieku, że wygląd zewnętrzny nie należy do meritum i nie powinien ograniczać ani zabierać za dużo czasu. Absolutny majstersztyk - dłonie, jedne z najbardziej psychologicznych dłoni w historii malarstwa: rozłożyste, ciężkie, wiele obejmujące, o palcach grubych, lecz długich i zwinnych - pełne siły, władzy, możliwości. Drobnostki podkreślające pozycję: błysk klamry u spodni i stylowe oparcie wypolerowanego krzesła z subtelnym odbiciem okna: rama modela raczej rozszerzająca jego granice niż je zacieśniająca.
Całym ciałem? Ale i to mało. Również tło - prawie żadne, "jakieś" tylko na tyle, żeby nie było w pełni żadne - pozwala jeszcze "powiększyć" psychologicznie portretowaną postać. Również kolorystyka - poważna, elementarna, ale nie nieprzyjazna ani w pełni banalna - nie pozwalając oderwać się od meritum, tworzy jakąś mini-atmosferę bardzo adekwatną do tematu.
Ingres spisał się właściwie na szóstkę jako portrecista, ciężko coś więcej tu dodać, ciężko byłoby odmalować Bertina lepiej. Jako malarz - dla mnie na satysfakcjonującą i zawsze porządną, ale niewyróżniającą się czwórkę. Jednocześnie wykazał niezwykłą wszechstronność: namalowawszy dziesiątki kobiet, głównie młodych i pociągających księżniczek i odalisek, zdołał chyba jeszcze lepiej oddać starego, erotycznie raczej odpychającego mężczyznę.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz