Michiel Sweerts: "Portret młodej kobiety"
Michiel Sweerts w historiografii sztuki figuruje przede wszystkim jako jeden z Bambocciantich, czyli naśladowców tudzież zainspirowanych Pieterem van Laerem, zwanym Bamboccio. Jako więc jeden z pejzażystów i twórców scen rodzajowych, bo z tego właśnie van Laer słynął. Gdybym poznał Sweertsa tylko jako takiego, mógłbym już go nie pamiętać, bo jego krajobrazy są dobre, ale dalekie od wybitności. Jeśli w czymś Flandryjczyk zbliża się do wybitności, to są to jego portrety, w których rzucił rękawicę Vermeerowi, nawet jeśli skutek tego wyzwania jest daleki czy nawet bardzo daleki od zwycięstwa.
Ten zresztą obraz ma w sobie też coś ze sceny rodzajowej, bo zdaniem wszelkich znawców ubiór bohaterki wskazuje, że jest ona służką domową w swoim stroju roboczym. Sweerts jest w tym wiarygodny, ale zarazem transgresywny i być może jest to clou całego dzieła. Wyszła mu kobieta ambiwalentna, zagadkowa, łudząca, a każdorazowe spojrzenie na portret przechyla szalę to na jedną, to na drugą znów stronę jej dwubiegunowości. Raz jestem skłonny uwierzyć w bajkę o prostej, skromnej, zapracowanej dziewce służebnej o przeciętnej, chłopskiej urodzie, idealnie dobranej do swej życiowej roli, uchwyconej być może w jakimś nic nieznaczącym nano-rozmarzeniu, a być może nawet w akcie zupełnie praktycznym - to znów widzę tu ukrytą pod tym fartuchem i nieco prostymi rysami osobę wyjątkową i w gruncie rzeczy przepiękną, a w tych oczach jakąś wielką głębie psychologiczną, nostalgię, melancholię, błyskotliwość, młodość, przenikliwość i wręcz niezależną od metryki, przyrodzoną mądrość: kobietę zupełnie ze swojej roli wyrastającą. Ten dysonans fundują mi zwłaszcza niesamowicie odmalowane oczy portretowanej i jej niewymuszony, tak subtelny, a jednocześnie tak wyśmienicie dynamiczny ruch głowy.
Najbardziej fabularnie byłoby powiedzieć, że najpierw widziałem prostą służkę, a stopniowo zacząłem dostrzegać w niej głębię. Było raczej na odwrót, chociaż ostatecznie z fabularnym zwrotem akcji. W kobiecie Sweertsa zakochałem się jako w wyrwanej ze swojej roli tajemnicy i ponadczasowej kobiecości, a stopniowo zacząłem widzieć kobietę coraz prostszą i mniej interesującą. Sprawa wydawała się przegrana, ale jedno zbliżenie na samą twarz, na oczy, nos i usta bez czoła i brody, powiedziało mi, że prawdopodobnie nigdy nie rozstrzygnę sporu i prawdopodobnie zawsze będę się jednak skłaniał bliżej stanowiska, że Sweerts sportretował kobietę niezwykłą.
Warto dodać, że zrobił to z bardzo smacznym, subtelnym efektem kolorystycznym. Sweerts użył skromnej, oszczędnej i wyważonej palety, zgodnej z tematem obrazu, a jednocześnie użył jej w delikatnie ożywczy sposób, wprowadzając harmonijną grę brązowo-białego stroju kobiety z brązem jej włosów i bielą jej białek. Jej szaroniebieskie tęczówki znajdują z kolei oddźwięk w tle. Nie od razu zauważyłem, że nawet cień jej wygiętej krtani nawiązuje do przebarwienia tudzież refleksu świetlnego sukni na lewym barku. Wszystko to jest bardzo delikatne, subtelne i dość proste, co doskonale współgra i potęguje wyżej opisany efekt psychologiczny portretu.
Podobno swojego czasu został ten obraz powieszony obok "Dziewczyna z perłą" Vermeera. Doskonały byłby to ruch - to są zupełnie inne portrety, ale nie bez powodu jeden przywodzi na myśl drugi i stanowią wobec siebie pyszny kontrapunkt.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz