Italo Svevo: "Starość"

1898 / przekład: Halina Kralowa

To rzeczywiście dużo mniej imponująca powieść niż Zeno Cosini, ale wciąż byłoby dziwną sprawą, gdyby Italo Svevo nigdy nie doczekał się rozgłosu za jej pomocą. Dwadzieścia lat młodszy, nieoczytany we wszystkich znakomitych dziełach początku XX wieku, niezaznajomiony jeszcze z Freudem, triesteński pisarz na tym etapie maluje się jako jeszcze mocno ograniczony, ale już wyjątkowy, a na swój sposób nawet wybitny.

Porównując na szybko Starość do dużo bardziej znanego Zena, można powiedzieć, że nie ma tu jeszcze wybitności literackiej autora, ale melduje się już na posterunku wybitność obserwacji psychologicznej i zdolności do konstruowania na bazie tej obserwacji wyśmienitych portretów psychologicznych - nie tylko postaci w pewnym stopniu archetypicznych (jak zwłaszcza postacie żeńskie - podręcznikowa femme fatale Angiolina i podręcznikowa kobieta pomijana i dająca się pomijać przez życie Amalia), ale przede wszystkim rzadszych w historii ludzkości, jak główny bohater. To wspaniały, dosadny, niebanalny obraz mężczyzny żyjącego podwójnym życiem - umysłowym i realnym, niszczącego swój los przez znacznie nadmierną skłonność do tego pierwszego, a nieporadność i inercję w tym drugim; nadwrażliwego, nadintelektualnego, analizującego każdy swój krok, myśl i emocję, starca za młodu. Wspaniałe jest też studium tego, jak taka jednostka, niewłaściwie ukierunkowując swoją dążność do przeżywania życia faktycznie, wikła się w fatalny związek z najniewłaściwszą kobietą. Zarazem nie ma w tym krzty moralizatorstwa - Angiolina nie jest ani jednoznaczna, ani potępiona; autor nie pomija też faktu, że relacja z nią faktycznie pozwoliła choć chwilami prawdziwie żyć głównemu bohaterowi. Niuansów jest zresztą mnóstwo i krótka recenzja nie jest miejscem na ich streszczanie.

Dość odczuwalny jest natomiast brak wielkości literackiej z Zeno Cosini. Jedną sprawą jest to, że Svevo nie operuje tu zdaniem z taką precyzją i oryginalnością, a drugą, która wybitnie mnie zaskoczyła, to że Starość jest praktycznie całkowicie pozbawiona genialnego, ironicznego humoru, który Zeno uczynił jedną z najwyśmieniciej zabawnych powieści wszech czasów. Nie, że jest mniej udany czy że jest go mniej - po prostu go nie ma, wcale. Te powieści mówią w dużej mierze o tym samym, ale tamta jest świetliście pogodna, a Starość to mrok i przygnębienie. Humor mi dużo bardziej współgra z postaciami tego autora.



7.0/10

Komentarze