Apulejusz: "Metamorfozy albo złoty osioł"
2. połowa II wieku / przekład: Edwin Jędrkiewicz
Jeden z najsławniejszych zachowanych do dziś utworów prozatorskich starożytności dostarcza dziś przyjemności głównie "historycznej". Interesująco jest poznać dzieło, które za pośrednictwem Boccaccia jest w pewnym sensie kamieniem węgielnym ogromnej części prozy ostatnich kilku wieków; interesująco jest poznać archaiczny sposób snucia opowieści i stylistykę. Być może najbardziej interesująco jest przejrzeć się w lustrze starożytnych postaci i społeczeństw i odkryć, jak niewiele zmieniło się przez prawie dwa tysiąclecia w ludzkich charakterach, zachowaniach, przywarach. Złoty osioł jest dziś jednym ze świadectw ponadczasowości wielu cech ludzkości, zwłaszcza chyba na gruncie relacji damsko-męskich.
Ale w przeciwieństwie do wielu starożytnych tekstów ten niesie ze sobą również pewną przyjemność zwyczajną, czytelniczą. Przygody Lucjusza zamienionego w osła są bardzo barwne, zwłaszcza do momentu, gdy zaczynają robić odrobinę schematyczne. Zwłaszcza pierwsze księgi - paradoksalnie przed kluczowym wydarzeniem - tchną fantazją, która dochodzi do pogranicza surrealizmu i je przekracza; są też źródłem dziesiątek momentów niezwykłego, kuriozalnego humoru (humor w ogóle przenika cały ten utwór, w dziwny sposób koegzystując z całym szeregiem obrazów w gruncie rzeczy absolutnie makabrycznych). Szkatułkowa konstrukcja tego tekstu, w którym kolejne opowiastki raz po raz wytryskują jedna z drugiej, imponuje gęstością. Czuć archaiczność - niedzisiejsza prostota opowiastek, przykładanie dużej wagi do szczegółowego opisywania przedmiotów, z którego nic nie wynika, momentami trochę męcząco kwiecisty język dają się we znaki. Zaszyta tu w środku opowieść o Psyche i Amorze czy ostatnie księgi dotyczące kapłańskich wtajemniczeń to ciężka, nużąca przeprawa. Ale mniej lub bardziej jest to kompromis przyjemności z cennym doświadczeniem. I po prawdzie Boccaccio, ponad tysiąc lat późniejszy, znużył mnie bardziej.
Komentarze
Prześlij komentarz