Luchino Visconti: "Rocco i jego bracia"

1960

Dojrzały i głęboki dramat psychologiczno-rodzinno-społeczny z bardzo klasyczną, nieco skrępowaną, ale wciąż mistrzowską realizacją reżyserską. Rozkręca się powoli, nawet bardzo powoli w oparach precyzyjnego, suchego realizmu i zapowiada na dzieło równie dojrzałe i poważne, co siermiężne, w którym jedynym pocieszeniem będą niedługie, urzekające sceny-duety Alaina Delona i Annie Girardot (obiecujące jeszcze przed pierwszą z nich). Ale w końcu się rozkręca: nabiera zaskakującej głębi moralnej, obrasta we wspaniałe kadry i wysmakowaną dramaturgię. Ostatnią godzinę oglądałem z tchem dość zapartym. To mimo wszystko tylko godzina z trzech i nie jest to film za bardzo w moim typie - szkoda, że Visconti był takim potworem "klasyczności" i nie mógł się obejść bez misternego rozbudowywania historii długimi godzinami, zostawiwszy to, co najlepsze bez tego ciężaru. Ale jak na film nie w moim typie - klasa sama w sobie.



7.0/10

Komentarze