Aleksandra Lipczak: "Lajla znaczy noc"
2020
Świetna książka o wielokulturowej przeszłości Półwyspu Iberyjskiego - w szczególności, naturalnie, Andaluzji - oraz o rezonowaniu tej przeszłości na teraźniejszość. Nie daje się łatwo zaszufladkować gatunkowo - jest trochę reportażem, a trochę esejem (który sam nie jest zbyt jednoznacznym gatunkiem), w mniejszym stopniu nawet drobnym manifestem politycznym, a minimalnie pamiętnikiem z podróży; mówi zarówno o historii, i to bardzo odległej, jak i o współczesności, i przeplata je ze sobą bardzo gęsto, bardzo intensywnie. Nie było to zadanie zbyt proste (przy całej wdzięczności tematu - niewiele jest miejsc na świecie równie intrygujących historycznie i kulturowo, co Andaluzja), ale autorka mu podołała, dzięki czemu połączyła ponad tysiąc lat dziejów i oblała swoje dzieło bardzo przyjemnym, nostalgicznym klimatem. Dopomógł w tym ogromnie naprawdę jakościowy styl - co do zasady reportersko zdystansowany, momentami lakoniczny, treściwy, ale za pomocą odpowiedniego doboru, ujmowania i zestawiania ze sobą poszczególnych spostrzeżeń, tematów, zdań, akapitów, jednocześnie na swój sposób pełny uczucia, liryzmu wręcz, świadczących o sporej wrażliwości autorki. Jedynie w ostatnim rozdziale, jawnie zadeklarowanym politycznie, wkrada się odrobinę pretensjonalny ton (jak to zwykle bywa z deklaracjami politycznymi wyrażanymi artystycznym językiem, nawet przy stanowiskach godnych pochwały). Początkowo miałem też wrażenie lekkiego chaosu, ale dość szybko przestał mi przeszkadzać, a nawet w pewnym stopniu pasować do koncepcji, zwłaszcza gdy przestałem traktować Lajlę jak książkę historyczną (co nie jest za dobrym pomysłem), a zacząłem zgodnie z przeznaczeniem, czyli jak liryczny, nostalgiczny reportaż z wątkami historycznymi. Momentami myślałem, że przebije Miedziankę Springera - ostatecznie trochę niżej, ale zadziwiająco nieznacznie. Przed podróżą do Andaluzji pozycja obowiązkowa.
Komentarze
Prześlij komentarz