Pinta: Kwas My

Lemon Sour Ale / + ksylitol / 6,3% / 16,5 blg / warka do 09.11.2019 r. / uwarzone w Browarze na Jurze

Straciłem już dawno rachubę w serii kwasów Pinty, ale nie straciłem ani trochę entuzjazmu dla tego kilkuletniego już projektu. Kwas My to pomysł dość ekstrawagancki, zgodnie z którym Pinta chciała swoje piwo zbliżyć efektem do likieru cytrynowego, którymi Włochy są zalane w niewiele mniejszym stopniu niż winem - limoncello. W tym celu poza zakwaszeniem piwa bakteriami kwasu mlekowego dodano soku z cytryny, zestu z cytryny i ksylitolu.


Całkiem fajna, cytrynowo-limonkowa etykieta. Mętne, złote, wygląda niepozornie. Piana niezbyt obfita i dość szybko pojawiają się na niej pierwsze prześwity. Zapach to połączenie słodu z bardzo przyjemnymi cytrusami, bardzo fajny, ale w dalszym ciągu niepozorny. Zmienia się to w smaku, gdzie zaczyna się zabawa: zgodnie z obietnicami jest słodkie, kwaśne (kwaśność jest trochę inna niż zwykle w kwaśnych piwach - nie aż taka intensywna, ale bardzo długa) i bardzo cytrynowe, jest też gorzkawe i to wyraźnie od skórki cytryny, nie od chmielu. Więź z limoncello jest niezaprzeczalna, choć jednocześnie smakuje bardzo piwnie przez niebagatelny udział słodu w odczuwanych wrażeniach. Podstawową różnicą jest to, że limoncello siłą rzeczy znacząco daje alkoholem, a Kwas My smakuje niemal jak napój bezalkoholowy. Nie jest to piwo do dużego spożycia (plus za małe butelki), ale w małej ilości jest bardzo pijalne, jak intensywna lemoniada. Nie zaszkodziłoby mu większe nagazowanie.



Bardzo pozytywne, bardzo świadome w swoim eksperymentalnym charakterze piwo. Jednocześnie przystępne i oryginalne, nie będę wszak za nim tęsknił całymi nocami, traktuję jako jednorazową, ale i bardzo satysfakcjonującą degustację. Przyznam mimo wszystko, że nie do końca rozumiem, czemu zdecydowano się na ekstrakt 16,5 blg, a nie na przykład 10.


7.0/10

Komentarze